Monika Żmijewska, Krasnogruda ,
Pytał Miłosz papieża o własną twórczość czy nie? I czyj w ogóle noblista jest: Polaków, Litwinów, Białorusinów? W rocznicę śmierci Noblisty o jego twórczości dyskutowali poeci, wydawcy i historycy
Szczególny dzień, szczególne miejsce. Dokładnie w szóstą rocznicę śmierci Czesława Miłosza (14 sierpnia 2004 r.) do maleńkich Sejn i Krasnogrudy pod granicą litewską na wspominanie poety zjechało doborowe grono tych, którzy Miłosza pamiętają, którzy z nim współpracowali, którym jego widzenie Polski i świata jest bliskie. Poeci, publicyści, literaturoznawcy z Polski i zagranicy. Wśród nich m.in. eseistka Irena Grudzińska-Gross, redaktorka "Zeszytów Literackich" Barbara Toruńczyk, poeci Adam Zagajewski i Tomasz Różycki, pisarz Paweł Huelle, redaktor naczelny Znaku Jerzy Ilg, historyk literatury Piotr Kłoczowski, Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, i wielu innych.
Na "Pamiętanie Miłosza" do wyjątkowego miejsca zapraszali też wyjątkowi gospodarze: ośrodek Pogranicze w Sejnach pod wodzą Krzysztofa Czyżewskiego. Już dwie dekady temu, od momentu powstania, ośrodek był w dobrych kontaktach z noblistą. Jeszcze za jego życia szukał wsparcia w szerzeniu idei stworzenia Międzynarodowego Centrum Dialogu. Od początku "pogranicznicy" byli w sytuacji szczególnej - opiekowali się miejscem bliskim Miłoszowi - niszczejącym dworem w pobliskiej Krasnogrudzie, w którym u swoich ciotek poeta przed wojną spędzał wakacje, przeżywał pierwsze uniesienia, zbierał inspiracje do pierwszych wierszy. To kompania z Pogranicza oprowadzała Miłosza po Krasnogrudzie, gdy wreszcie mógł przyjechać do Polski w 1989 roku. To oni wymyślili, by w tym miejscu powstał ośrodek pielęgnujący idee wspólnoty i budowania mostów. To im Miłosz dał swoje błogosławieństwo i to Pogranicze swoją determinacją i ciężką pracą doprowadziło do tego, że ideę udało się wreszcie wprowadzić w życie (Centrum Dialogu właśnie powstaje w Krasnogrudzie, a jego otwarcie odbędzie się za rok, w setną rocznicę urodzin poety, 30 czerwca 2011). I oni wreszcie wiernie od chwili śmierci poety, w kolejne rocznice organizują niebanalne Biesiady Miłoszowe.
Uczestnicy spotkania chodzili po miłoszowskich młodzieńczych ścieżkach, debatowali w sejneńskiej synagodze, odwiedzili kościół w Żegarach, a o zmroku, na ganku odrestaurowywanego dworku w Krasnogrudzie, w otoczeniu zdziczałego parku - wspominali, czytali wiersze poety i swoje.
Najpierw było prowokacyjnie (za takie uczestnicy spotkania uznali pytanie sympozjonu: "Czyj jest Miłosz?"), potem - sentymentalnie.
- Ja zadam raczej pytanie: "Czyj jest poeta po śmierci?" - mówił w sejneńskiej synagodze poeta Adam Zagajewski. - Paradoksalnie Rok Miłosza zbliża się w kiepskim momencie. Jest ogólne poczucie, że Miłosz zstąpił do literackiego czyśćca, nakłady jego twórczości są niskie. Czy to się zmieni, jeśli dokonamy wielkiego uproszczenia sytuacji? Słowacki i Mickiewicz apelowali do świadomości dzięki uproszczeniu właśnie i zostali sprowadzeni do karykatury. Herbert - stał się, niestety, poetą wszystkich Polaków. Jak jest z Miłoszem? Na nim takiej operacji uproszczenia nikt nie chce przeprowadzić. Miłosz jest znienawidzony przez Radio Maryja i będzie tak do końca naszych dni. Swoją poezję zbudował na sprzeczności. I właśnie ta życiodajna dla niego sprzeczność jednocześnie hamuje jego percepcję. Ci, co już znaleźli Boga - Miłosza nie chcą. Ci z lewicy - też, bo po co im ktoś, kto szuka Boga? Miłosz jest poetą niczyim, nikt go nie chce. Ani ci od Boga, ani ci od lewicy. W tradycji europejskiej tylko Francuzi wybrali poetę trudniejszego. Z Hugo i Mallarme'go wybrali tego ostatniego. To był bardzo ciekawy wybór, tyle że zaraz potem francuska poezja umarła.
Kolega noblisty z Uniwersytetu Kalifornijskiego, Litwin, prof. Algirdas Avizienis (to on kilkanaście lat temu rozpoczął starania, by oddać Miłoszowi jego rodzinny majątek w Szetejniach na Litwie, dziś działa tam Fundacja Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza) stwierdził, że Miłosz należał do wszystkich i zawłaszczać go nie wolno.
Andrej Khadanowicz z Białorusi, poeta, krytyk i literaturoznawca, tłumacz m.in. Miłosza, Mickiewicza, Gałczyńskiego, żartował melodyjną polszczyzną: - Dzień zacząłem od kąpieli, z drugiej strony jeziora wschodziło słońce. I pamiętając pytanie sympozjonu, zastanowiłem się: czyj jest pas wschodzącego słońca? No właśnie. Mój również. Miłosz także jest mój. Polak może powiedzieć: - Nasz. Białorusin: - Nasz. Litwin: - Nasz. Tak jak z rzeką: jest jeden brzeg rzeki, i drugi. I jest cała rzeka. Czytanie poezji Miłosza uczy unikania tego, co dzieli, a dążenia do tego, co łączy.
Znany litewski historyk Egidijus Aleksandravicius, również piękną polszczyzną, tłumaczył: - Ludzie epoki nacjonalizmu często nie mogą przyjąć złożoności. Jak można być w jednym czasie Litwinem i Polakiem, a w przypadku Mickiewicza nawet Żydem? Ja na pytanie: czyj jest Miłosz? - odpowiedziałbym po prostu - jest Miłoszem. Z drugiej strony jednak też należy do mnie. Choć takie pytanie dla Litwina brzmi podejrzanie, to lingwistyczny nacjonalizm. Dla Litwina "czyj" brzmi zupełnie inaczej niż dla Polaka. Tak samo jak Kresy dla Polaka znaczą zupełnie co innego niż dla Litwina.
Barbara Toruńczyk ("Zeszyty Literackie"): - A ja nie lubię tego rodzaju identyfikacji. Zamiast stawiać pytanie "czyj on był", można zapytać, co było w jego życiu stałe. To, co towarzyszyło mu do końca: to ostra wizja Polski. Nie występował z wizją Litwy i Białorusi, ale właśnie Polski.
Związany z Pograniczem Wojciech Domosławski porównał to, co się dzieje teraz z polską kulturą i konfliktem wokół Miłosza, do czasów sprzed ponad stu lat: - Polska współczesna jest mentalnie i kulturowo bliska skonfliktowanej epoce XIX w. Jesteśmy emanacją kultury sienkiewiczowskiej, bardzo podzieleni. A Miłosz jest jakby soczewką, przez którą można spojrzeć na nasze podziały. I dla tego zgodzę się z tym, co w "Gazecie" powiedział Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki: - Całe szczęście, że my tego Miłosza mamy, że on się nam jakoś znalazł.
O Miłoszu podczas spotkania padło wiele słów. "Gigant, człowiek uniwersalny, totalny, wręcz ponadczasowy" (tak mówił Andrzej Strumiłło, artysta malarz, mieszkający na Sejneńszczyźnie). "Uważny, czytał cokolwiek dostał, odpisywał na wszystko" (Barbara Toruńczyk).
Pisarz Paweł Huelle: - Mnie zawsze przejmował taki wątek - Miłosz był chyba jedynym poetą, który napisał list do papieża z pytaniem: "Czy moja twórczość mieści się w nurcie tego, co kościół uznaje za swoje?". I papież - też chyba jedyny papież w historii, który odpowiedział poecie - odpisał: - Tak. Mieści się. Teraz pytanie: dlaczego powstaje taki list? Miłosz mówi: Jesteśmy tu na ziemi obcymi. Pokazuje bardzo mocną opozycję z naturą. To, że w definicji bycia człowiekiem naturalne jest poczucie obcości. Czyj jest więc Miłosz? Wszystkich tych, którzy są heretykami w egzystencjalnym rozumieniu życia i wszystkich tych, którzy do tego bytu jakoś nie pasują.
Szef Znaku Jerzy Ilg opowiadał o samotności Miłosza: - Z przyjaciółmi w Krakowie powtarzamy sobie, że mamy przywilej, iż mogliśmy żyć w czasach Miłosza. Młodym zostają tylko książki, my mieliśmy przywilej spotykać się z nim, rozmawiać, czasem pić wódkę. Był wymagającym rozmówcą. Z nim nie było prostych, błahych rozmów, od progu zadawał trudne pytanie. Mija sześć lat od jego śmierci i przypominam sobie, jak go fetowano w Krakowie. Tak sobie myślę, że tak naprawdę on jedyny czuł się tam bardzo samotny. Nie byliśmy w stanie mu pomóc w jego depresjach i smutkach.
I zacytował fragment wiersza "85 lat" z tomu "Piesek przydrożny": "Ten mój jubileusz, te kwiaty, te brawa, te toasty. Gdyby wiedzieli co myślę. Było to jak chłodne wrażenie zysków i strat ".
Wierszy Miłosza zresztą, przeplatanych surowymi pieśniami litewskimi, z krasnogrudzkiego ganku płynęło w sobotę dużo. Czytali Polacy, Białorusini, Litwini. W miejscu, w którym Miłosz bywał jako młody człowiek, szczególnie przejmująco zabrzmiał wiersz "Powrót". Napisany właśnie w Krasnogrudzie, po niemal pół wieku nieobecności w tym miejscu, łączył w jedno młodzieńcze marzenia i utracone ideały, godził z przeszłością.
"W starości wybrałem się do miejsc, po których błądziła moja wczesna młodość. Rozpoznałem zapachy, linie polodowcowych pagórków, owalne misy jezior. Przedzierałem się gąszczem tam, gdzie kiedyś był park, ale nie znalazłem śladów alei. Stanąłem nad wodą i tak jak wtedy lekko łuszczyła się fala, niepojęta identyczność, niepojęte oddzielenie. A jednak nie zaprę się ciebie, nieszczęsny młodziku i powodów twoich cierpień nie nazwę głupimi".
Zasłuchali się wszyscy.
Na "Pamiętanie Miłosza" do wyjątkowego miejsca zapraszali też wyjątkowi gospodarze: ośrodek Pogranicze w Sejnach pod wodzą Krzysztofa Czyżewskiego. Już dwie dekady temu, od momentu powstania, ośrodek był w dobrych kontaktach z noblistą. Jeszcze za jego życia szukał wsparcia w szerzeniu idei stworzenia Międzynarodowego Centrum Dialogu. Od początku "pogranicznicy" byli w sytuacji szczególnej - opiekowali się miejscem bliskim Miłoszowi - niszczejącym dworem w pobliskiej Krasnogrudzie, w którym u swoich ciotek poeta przed wojną spędzał wakacje, przeżywał pierwsze uniesienia, zbierał inspiracje do pierwszych wierszy. To kompania z Pogranicza oprowadzała Miłosza po Krasnogrudzie, gdy wreszcie mógł przyjechać do Polski w 1989 roku. To oni wymyślili, by w tym miejscu powstał ośrodek pielęgnujący idee wspólnoty i budowania mostów. To im Miłosz dał swoje błogosławieństwo i to Pogranicze swoją determinacją i ciężką pracą doprowadziło do tego, że ideę udało się wreszcie wprowadzić w życie (Centrum Dialogu właśnie powstaje w Krasnogrudzie, a jego otwarcie odbędzie się za rok, w setną rocznicę urodzin poety, 30 czerwca 2011). I oni wreszcie wiernie od chwili śmierci poety, w kolejne rocznice organizują niebanalne Biesiady Miłoszowe.
Uczestnicy spotkania chodzili po miłoszowskich młodzieńczych ścieżkach, debatowali w sejneńskiej synagodze, odwiedzili kościół w Żegarach, a o zmroku, na ganku odrestaurowywanego dworku w Krasnogrudzie, w otoczeniu zdziczałego parku - wspominali, czytali wiersze poety i swoje.
Najpierw było prowokacyjnie (za takie uczestnicy spotkania uznali pytanie sympozjonu: "Czyj jest Miłosz?"), potem - sentymentalnie.
- Ja zadam raczej pytanie: "Czyj jest poeta po śmierci?" - mówił w sejneńskiej synagodze poeta Adam Zagajewski. - Paradoksalnie Rok Miłosza zbliża się w kiepskim momencie. Jest ogólne poczucie, że Miłosz zstąpił do literackiego czyśćca, nakłady jego twórczości są niskie. Czy to się zmieni, jeśli dokonamy wielkiego uproszczenia sytuacji? Słowacki i Mickiewicz apelowali do świadomości dzięki uproszczeniu właśnie i zostali sprowadzeni do karykatury. Herbert - stał się, niestety, poetą wszystkich Polaków. Jak jest z Miłoszem? Na nim takiej operacji uproszczenia nikt nie chce przeprowadzić. Miłosz jest znienawidzony przez Radio Maryja i będzie tak do końca naszych dni. Swoją poezję zbudował na sprzeczności. I właśnie ta życiodajna dla niego sprzeczność jednocześnie hamuje jego percepcję. Ci, co już znaleźli Boga - Miłosza nie chcą. Ci z lewicy - też, bo po co im ktoś, kto szuka Boga? Miłosz jest poetą niczyim, nikt go nie chce. Ani ci od Boga, ani ci od lewicy. W tradycji europejskiej tylko Francuzi wybrali poetę trudniejszego. Z Hugo i Mallarme'go wybrali tego ostatniego. To był bardzo ciekawy wybór, tyle że zaraz potem francuska poezja umarła.
Kolega noblisty z Uniwersytetu Kalifornijskiego, Litwin, prof. Algirdas Avizienis (to on kilkanaście lat temu rozpoczął starania, by oddać Miłoszowi jego rodzinny majątek w Szetejniach na Litwie, dziś działa tam Fundacja Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza) stwierdził, że Miłosz należał do wszystkich i zawłaszczać go nie wolno.
Andrej Khadanowicz z Białorusi, poeta, krytyk i literaturoznawca, tłumacz m.in. Miłosza, Mickiewicza, Gałczyńskiego, żartował melodyjną polszczyzną: - Dzień zacząłem od kąpieli, z drugiej strony jeziora wschodziło słońce. I pamiętając pytanie sympozjonu, zastanowiłem się: czyj jest pas wschodzącego słońca? No właśnie. Mój również. Miłosz także jest mój. Polak może powiedzieć: - Nasz. Białorusin: - Nasz. Litwin: - Nasz. Tak jak z rzeką: jest jeden brzeg rzeki, i drugi. I jest cała rzeka. Czytanie poezji Miłosza uczy unikania tego, co dzieli, a dążenia do tego, co łączy.
Znany litewski historyk Egidijus Aleksandravicius, również piękną polszczyzną, tłumaczył: - Ludzie epoki nacjonalizmu często nie mogą przyjąć złożoności. Jak można być w jednym czasie Litwinem i Polakiem, a w przypadku Mickiewicza nawet Żydem? Ja na pytanie: czyj jest Miłosz? - odpowiedziałbym po prostu - jest Miłoszem. Z drugiej strony jednak też należy do mnie. Choć takie pytanie dla Litwina brzmi podejrzanie, to lingwistyczny nacjonalizm. Dla Litwina "czyj" brzmi zupełnie inaczej niż dla Polaka. Tak samo jak Kresy dla Polaka znaczą zupełnie co innego niż dla Litwina.
Barbara Toruńczyk ("Zeszyty Literackie"): - A ja nie lubię tego rodzaju identyfikacji. Zamiast stawiać pytanie "czyj on był", można zapytać, co było w jego życiu stałe. To, co towarzyszyło mu do końca: to ostra wizja Polski. Nie występował z wizją Litwy i Białorusi, ale właśnie Polski.
Związany z Pograniczem Wojciech Domosławski porównał to, co się dzieje teraz z polską kulturą i konfliktem wokół Miłosza, do czasów sprzed ponad stu lat: - Polska współczesna jest mentalnie i kulturowo bliska skonfliktowanej epoce XIX w. Jesteśmy emanacją kultury sienkiewiczowskiej, bardzo podzieleni. A Miłosz jest jakby soczewką, przez którą można spojrzeć na nasze podziały. I dla tego zgodzę się z tym, co w "Gazecie" powiedział Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki: - Całe szczęście, że my tego Miłosza mamy, że on się nam jakoś znalazł.
O Miłoszu podczas spotkania padło wiele słów. "Gigant, człowiek uniwersalny, totalny, wręcz ponadczasowy" (tak mówił Andrzej Strumiłło, artysta malarz, mieszkający na Sejneńszczyźnie). "Uważny, czytał cokolwiek dostał, odpisywał na wszystko" (Barbara Toruńczyk).
Pisarz Paweł Huelle: - Mnie zawsze przejmował taki wątek - Miłosz był chyba jedynym poetą, który napisał list do papieża z pytaniem: "Czy moja twórczość mieści się w nurcie tego, co kościół uznaje za swoje?". I papież - też chyba jedyny papież w historii, który odpowiedział poecie - odpisał: - Tak. Mieści się. Teraz pytanie: dlaczego powstaje taki list? Miłosz mówi: Jesteśmy tu na ziemi obcymi. Pokazuje bardzo mocną opozycję z naturą. To, że w definicji bycia człowiekiem naturalne jest poczucie obcości. Czyj jest więc Miłosz? Wszystkich tych, którzy są heretykami w egzystencjalnym rozumieniu życia i wszystkich tych, którzy do tego bytu jakoś nie pasują.
Szef Znaku Jerzy Ilg opowiadał o samotności Miłosza: - Z przyjaciółmi w Krakowie powtarzamy sobie, że mamy przywilej, iż mogliśmy żyć w czasach Miłosza. Młodym zostają tylko książki, my mieliśmy przywilej spotykać się z nim, rozmawiać, czasem pić wódkę. Był wymagającym rozmówcą. Z nim nie było prostych, błahych rozmów, od progu zadawał trudne pytanie. Mija sześć lat od jego śmierci i przypominam sobie, jak go fetowano w Krakowie. Tak sobie myślę, że tak naprawdę on jedyny czuł się tam bardzo samotny. Nie byliśmy w stanie mu pomóc w jego depresjach i smutkach.
I zacytował fragment wiersza "85 lat" z tomu "Piesek przydrożny": "Ten mój jubileusz, te kwiaty, te brawa, te toasty. Gdyby wiedzieli co myślę. Było to jak chłodne wrażenie zysków i strat ".
Wierszy Miłosza zresztą, przeplatanych surowymi pieśniami litewskimi, z krasnogrudzkiego ganku płynęło w sobotę dużo. Czytali Polacy, Białorusini, Litwini. W miejscu, w którym Miłosz bywał jako młody człowiek, szczególnie przejmująco zabrzmiał wiersz "Powrót". Napisany właśnie w Krasnogrudzie, po niemal pół wieku nieobecności w tym miejscu, łączył w jedno młodzieńcze marzenia i utracone ideały, godził z przeszłością.
"W starości wybrałem się do miejsc, po których błądziła moja wczesna młodość. Rozpoznałem zapachy, linie polodowcowych pagórków, owalne misy jezior. Przedzierałem się gąszczem tam, gdzie kiedyś był park, ale nie znalazłem śladów alei. Stanąłem nad wodą i tak jak wtedy lekko łuszczyła się fala, niepojęta identyczność, niepojęte oddzielenie. A jednak nie zaprę się ciebie, nieszczęsny młodziku i powodów twoich cierpień nie nazwę głupimi".
Zasłuchali się wszyscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz