27 marca 2013

"Niebo jak..."

Kiedy za oknem aura każe lepić, z śniegu oczywiście, wielkanocnego zajączka a zamiecie i zawieje mrożą, co popadnie oraz co wychyli zielony łebek nad twardą ziemię, tęsknię sobie. A za czym? Za letnią burzą, za ciepłem i słońcem, za Herkulesem na mlecznym nocnym niebie. Tak mnie ten Leopold Staff zauroczył:


Marzenie

Niebo jak głowa Meduzy
Tysiącem złotych żmij się rozstrzela.
Piorun się rozsypie w gruzy
I deszczu srebrna brzmi kapela.

Grom każdy będzie zapisany
I kropli najdrobniejszy szelest.
Zagram to na dwa fortepiany
I sto pięćdziesiąt celest.


(z tomu Wiklina, 1954)

13 marca 2013

"Dreszcz wiosny"

Sanki schowałem 2. marca, a tu ranek w śniegu. Dreszcz mną wstrząsnął. Z resztą gardło zajęte. Ale wiosna blisko. Czuję to, bo lubię zmiany pór roku, ich przedśpiew, zapowiedzi, rozwój, ustawanie, ślady w całym roku. Staff mi tu pasuje, choć we mnie ani "wołu", ani "słodycze".


Przedwiośnie

Dreszcz wiosny. Wierzba puszcza już kosmate bazie,
Woń ostra i upojna tchnie z brunatnej skiby,
Pachnąc niby pot pracy i wilgotne grzyby.
Ciepłe, deszczowe niebo śpi na krajobrazie.

Czarna ziemia oddycha głęboko jak gdyby
Wyzwolona po długim, surowym zakazie.
Miękka i czuła tkliwość, podobna zarazie,
Wnika z powietrza w ludzkie serca i sadyby.

O dobre, pobłażliwe, zacne oczy wołu!
Serce chore słodyczą ziemskiego żywiołu
Taje wzruszeniem, które oddech w piersi niemi.

I nigdy mi nie było tak mało potrzeba
Do szczęścia, jak, gdy czując na czole łzy nieba,
Położyłem na sercu swym garść chłodnej ziemi.

Leopold Staff