Fizyczne rozdroża piękna
(czyli ponoblowska medytacja astrofizyczna)
Piękno jest jednocześnie kształtem
czegoś i czegoś zasłoną
drogą i zbłądzeniem z tej drogi.
Henryk Elzenberg
Pod
Księżycem w pełni i setkami gwiazd świat wygląd trochę inaczej. Tak przynajmniej
sądzą zakochani i zarabiający na chleb astronomowie. Romantyzm nocnego nieba niestety
blednie pod sodowymi lampami miasta. A jednak warto powalczyć z nowożytnym
smogiem, żeby ocalić piękno liczące sobie kilkanaście miliardów lat.
Biały królik ucieka (fenomen
piękna)
Zanim
dotkniemy tematu przypatrzmy się chmurze[1]
wyrazów bliskoznacznych z nieznacznym błyskiem etymologicznym. Dziś słowo
„piękno” pojawia się najczęściej w ironicznym kontekście. W żywej mowie
potocznej jest rzadkie „blado-szare” jak pisze prof. Andrzej Bańkowski.[2] W
zasadzie jest to nowotwór Cypriana Kamila Norwida harmonizujący z „dobro” w
miejsce słowa z II połowy XV w. „piękność”. Dziś o „piękno” ocierają się:
estetyka, artyzm, wdzięk, poezja, powab czy elegancja. Jest to horyzont efektu
zewnętrznego, urody, czaru osobistego, zachwytu i urzeczenia kimś (czymś), kto jest
śliczny, cudowny lub choćby ładny, subtelny etc.
Nie
trzeba jak Giordano Bruno „kochać przyrody jak poganin”, wystarczy trochę
wrażliwości, aby dostrzec różnorodność. „Pulchritudo multiplex est” – pisze
Bruno: „Piękno jest wielorakie i wynika z niezliczonych porządków”.[3] A
także: „Piękno przejawia się w połączeniu różnych części”.[4]
Doświadczenie piękna nie jest jednoznaczne. Często wręcz ścierają się dwie (lub
więcej) wykluczające się opinie. Immanuel Kant sprowadza tę trudność do
prostych rozwiązań: „Nie może istnieć jedno prawidło, na którego zasadzie ktoś
mógłby być zmuszony do uznania czegoś za piękne”.[5]
Dlaczego? Ponieważ „przy wydawaniu sądów o pięknie w ogóle szukamy jego
kryterium a priori w nas samych”.[6] Kant
wiąże pojęcie piękna z uczuciem (niem. Empfindung),
z wyobraźnią i ze smakiem. Nie zamierza wykładać systematycznie tej nauki gdyż,
jak sam pisze, „Nie istnieje nauka o pięknie – lecz tyko krytyka – ani piękna nauka (schöne Wissenschaft), lecz tylko sztuka
piękna (schöne Kunst)”.[7]
Człowiek
zawsze miał w sobie pewną podatność na piękno, choćby było marzeniem czy własną
oceną „w samym sądzeniu (naocznym lub refleksyjnym)”.[8] W
pięknie jest obecna siła przyciągania. Zauroczony pięknem przechodzi jakby w
inny stan, „zyskuje szczególną samowiedzę”[9], dowodzi
ks. prof. Józef Tischner. Człowiek taki czuje się wybrany, uszczęśliwiony do
granic szaleństwa. Rozumie, że on właśnie odkrył piękno, i że ono odkrywa jego
samego. To uczucie niegodności – piękno przyciągając odpycha zarazem. Obiecuje
nowość posiadania i oddala się. Jest nieosiągalne. „Obcując z pięknem jest się
raczej dalej niż bliżej”.[10] Stan
oczarowania może być dla obserwatorów niejasny. Komentując słynne Czarne Obrazy w Muzeum Prado Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) stwierdził,
że „Goya musiał znać peyotl”. Ci trzeźwi życiem próbują obudzić zaślepionego
„geniusza zmysłów”, lecz ten słucha obietnic piękna i staje jego adoratorem.
Søren Kierkegaard określa tę postawę
mianem pazia, który służy pięknu milczeniem (bo brak słów!), melancholią i
westchnieniem.[11] Lunatyk otwiera w końcu
oczy i dostrzega innego siebie: zranionego, broniącego swego piękna niby Don
Kichot z imieniem Dulcynei na ustach. Za odkrycie piękna trzeba płacić
cierpieniem, gdyż „jest ono symbolem tego, co dobre”.[12] A od
symbolu do życia droga wiedzie przez konkrety działania. To jednak już pole
dobra etycznego. Blisko jest przejście od pulchrum
do bonum, co starożytni Grecy
nazywali kalokagatia.
Alicja wielka i mała
(odczarowanie kosmosu)
Cudowne
wyspy Morza Egejskiego skłaniały do rozmyślań, a miły klimat dał czas, aby
pytać: skąd ta harmonia świata? Pierwsi fizjolodzy szukali arché. Poważny wkład jednak do filozofii i fizyki wniosła dopiero
szkoła Pitagorasa. Matematyczne poszukiwania w dziedzinie akustyki pozwoliły
odkryć, że przyczyną dźwięku jest ruch, a kolejne harmonijne tony układają się
w liczbowym stosunku. Połowa struny daje oktawę, ⅔ – kwintę tonu podstawowego
etc.[13] W
ten sposób w orbitę myślenia o rozumnym świecie, logos i kosmos, weszła na
trwałe liczba i matematyka. Wszechświat miał posiadać absolutne centrum w
Ziemi, doskonałej kuli, otoczonej innymi ciałami. „Niebo składało się z
doskonale przeźroczystych kryształowych sfer współśrodkowych”[14]
uporządkowanych według prędkości wirowania. Tak powstała teoria „muzyki sfer”,
bo sfery musiały dźwięczeć i to harmonijnie. Kosmos był jak najbardziej
idealny, dostosowany do idealnego człowieka.
Pitagorejską
wizję utwierdził m.in. Arystoteles (dzieło O
niebie), Hipparch oraz Klaudiusz Ptolemeusz. Aparat matematyczny rozwijał
się razem z problemami, które nieuchronnie musiały przyjść np.: błędny ruch
planet, komety…[15] Zwykły człowiek
interesował się raczej praktycznymi dokonaniami astrologów, szukał na niebie
znaków a nie idei, by potem iść do świątyni. Gdy zatem pojawili się na scenie
świata chrześcijańskiego Giorgano Bruno, Mikołaj Kopernik, Galileo Galilei, a
potem Johannes Kepler czy Isaac Newton – konflikt spadł jak gorący meteor. Proces
odrywania lub lepiej autonomizacji nauki (tu: astronomii, kosmologii, fizyki)
wobec religii i filozofii był nieunikniony. Bruno i Galileusz zrehabilitowani,
przewrót kopernikański stał się faktem, a w szkole dzieci muszą znać 3 prawa
Keplera. „Muzyka sfer” zamilkła. Wybitny polski matematyk Hugo Steinhaus ujął
to ładnie: „Platon wierzył, że istnieje idealna kula. Ale jedynym jej modelem
jest bańka mydlana”.[16]
Wkrótce z piedestału spadły wszystkie idee od uprzywilejowanej pozycji Słońca,
Naszej Galaktyki, porządku w kosmosie po wartości z człowieczeństwem na czele.
Wszystkie
przejawy piękna przyrody da się „wyjaśnić” naukowo, prawie bezbłędnie. Lecz
kogo to obchodzi? Odczarowane piękno nadal nim pozostaje, jakby skromniejsze,
nadal pulsujące życiem. „Odczuwanie przyrody, a zwłaszcza jej ciszy, stało się
rzadkim przywilejem. – pisze Theodor W. Adorno – Nie jest to jednak po prostu
potępienie kategorii piękna naturalnego. (…) Okrzyk »jak pięknie« na widok
jakiegoś krajobrazu uraża jego niemą mowę i pomniejsza jego piękno;
przejawiająca się przyroda chce milczenia, podczas gdy tych, którzy są zdolni
do jej doświadczania, coś prze ku słowu, które na chwilę uwalnia od
monadologicznej niewoli”.[17]
Alicja w krainie liczb (fizyczne
toposy piękna)
Kto
choć raz stanął w ciszy pod ciemnym, wiec rozgwieżdżonym niebem, na długo
zapamięta to uczucie. Bardziej wtedy, my ludzie, przypominamy jakieś zdziwione
zwierzę, niż „koronę stworzeń”. Doświadczenie rozsianej tu i ówdzie Mlecznej
Drogi, skrzące się gwiazdy, bez cyfrowo „idealnych” doróbek naprawdę wyciskają
znamię. Co zachwyca w takiej wizji kosmosu? Na przykład:
Głębia – Fizycy wyrażają ją w
kilometrach, dalej w jednostkach astronomicznych (średnia odległość Ziemia-Słońce,
150 mln km), w parsekach lub popularnych latach świetlnych. Do naszego
Słońca mamy ponad 8 minut lotu światła, do kolejnej gwiazdy już ponad 4 lata świetlne.
Możliwy do obserwacji Wszechświat ma średnicę prawie 10 miliardów lat
świetlnych.
Ogrom – Gdyby operować kilogramami, to
masę elektronu trzeba zapisać jako 9, potem 31 zer, przecinek i dopiero 0; masa
ziarnka maku to 5 z siedmioma zerami po przecinku; masa małego słonia 5000 kg ; masa piramidy
Cheopsa to 6 miliardów kg; masa Słońca potrzebuje 30 zer, a Wszechświat… nawet
53 zer przed kg. Jesteśmy „myślącą trzciną” (Pascal), a wobec mgławic garścią
piasku dla wszystkich plaż świata.
Stałość i zmienność – Słowa Heraklita panta rei sprawdzają się w pełni. Ruch
to życie kosmosu. Przestrzeń dla wszystkich rodzajów gwiazd, dla próżni i pyłu
kosmicznego, dla zjawiskowych czarnych dziur, pulsarów, kwazarów, obłoków,
planet, asteroid… A jednak od setek lat widać nad nami te same układy gwiazd
zwane konstelacjami. Za kilka tysięcy lat i one zmienią kształt, a Gwiazda
Polarna „wywędruje” z Małej Niedźwiedzicy. Z resztą cały Wszechświat się
nieustannie rozszerza od Wielkiego Wybuchu. Dokonania jednak choćby Alberta
Einsteina i Edwina Hubble’a zostały zrewidowane po odkryciach w 1998 roku dwóch
grup astrofizyków kierowanych przez tegorocznych laureatów Nagrody Nobla: Saula
Perlmuttera , Briana P. Schmidta i Adama G. Riessa. Ich wnioski: 6 miliardów
lat temu Wszechświat nieoczekiwanie zaczął rozszerzać się coraz szybciej.
Rozpędza go tajemnicza ciemna energia. Kompletne zdumienie świata nauki.
Tajemnica – Kosmos ciągle zaskakuje
czymś nowym, wydaje się niepoznawalnym, jakby coś zakrywał przed ciekawskim
wzrokiem człowieka. „Piękno jest jednocześnie kształtem czegoś i czegoś zasłoną…”
Czerń nieba jest niby kotarą, jak w teatrze. Jeśli weźmiemy pod uwagę najnowsze
wnioski astrofizyków, że widzialna część materii kosmosu to zaledwie 4 % całej
materii… bo reszta (96 %) to ciemna energia i ciemna materia i robi się
naprawdę niejasno.
Działanie – Spójność całego
Wszechświata jest doprawdy wielkim pytaniem. Podobnie jak działanie atomu,
komórki, organizmu ludzkiego. Próżno szukać jakiegoś Demona Laplace'a. Lepiej pozostać przy myśli przypisanej
Galileuszowi „Eppur si mouve” (A jednak się kręci).
Matematyczność – Istnieje spora grupa
miłośników wzorów. Fascynuje ich nie tylko możliwość ścisłego zapisania wyników
teorii i doświadczeń. Chodzi o piękno prostych liter i liczb. Patrzą w niebo i
widzą logikę.[18] Dla laików wygląda to magicznie,
ale o pewnych sprawach łatwiej rozprawiać mając kilka zapisów matematycznych,
niż setki stron naukowych wywodów. Chyba, że ktoś nie lubi liczb, pojęć,
funkcji itp. – jak pewien student, który
w toalecie amerykańskiego instytutu astronomicznego zostawił następującą
matematyczną „definicję” czarnej dziury[19]:
czarna dziura = Bóg : zero
Oczywiste, że fizyka musiała
„ożenić się” z matematyką. To małżeństwo z czystego i dobrowolnego rozsądku, a
rozwód grozi upadkiem… cywilizacji
Jeśli jednak
nie chodzi o nocne niebo i gwiazdy… Owszem jest coś jeszcze, co porywa
miłośników piękna kosmosu: świat fotografii. Do przeciętnego człowieka nie
docierają teorie, tym bardziej wzory fizyczne, ale kolorowe zdjęcia. Jesteśmy ludźmi z okulocentryczną[20]
fobią, więc oglądamy. W tysiącach coraz dokładniejszych zdjęć tkwi jeden
szczegół: one nie są prawdziwe. Kolory są sztuczne, gdyż ukazują udział różnych
pierwiastków w strukturze obiektu astronomicznego; albo wyodrębniają
promieniowanie rentgenowskie, mikrofalowe, podczerwone, nadfioletowe itd.
Gdybyśmy naszymi oczami mogli nieco więcej zobaczyć niż zakres od 380 do 780
nanometrów, nasz świat byłby inny.
Królik biały jak…
Nie
jest pewne czy, jak chciał Fiodor Dostojewski, „piękno zbawia”, natomiast
wiadomo, że najczęściej zabawia. W sumie pod rozgwieżdżonym (oby!) niebem dobrze
być ocalonym i oczarowanym i wrócić z uśmiechem do prozy życia. Na koniec
wspaniały wiersz Wisławy Szymborskiej[21],
który trzeba czytać patrząc na obraz Mleczarka
Jana Vermeera, z jedną uwagą: greckie γαλα = mleko, w dopełniaczu γάλακτος,
co przywołuje skojarzenia z galaktyką i oczywiście Drogą Mleczną:
Vermeer
Dopóki ta kobieta z
Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje Świat
na koniec świata.
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje Świat
na koniec świata.
Przypisy
[1] Kiedy z burzowej chmury padają błyskawice ja na
balkonie się zachwycam, a żona w „ślepej” łazience zatyka uszy. Piękno nie jest
jednoznaczne.
[2] A. Bańkowski, Etymologiczny słownik języka polskiego,
t. 2, Warszawa 2000, s. 570-572.
[3] G. Bruno, De vinculis in genere, w: A. Nowicki, Giordano Bruno, Warszawa 1979, s. 117.
[4] G. Bruno, De
umbris idearum, w: tenże, s. 112.
[5] I. Kant, Krytyka władzy sądzenia, Warszawa 1964,
s. 83.
[6] Tamże, s. 296.
[7] Tamże, s. 227.
[8] Tamże, s. 63.
[9] J. Tischner, Filozofia dramatu. Opieram się na
zbiorze jego dzieł: O człowieku. Wybór
pism filozoficznych, wybrał i opracował A. Bobko, Wrocław 2003, s. 289.
[10] Tamże, s. 291.
[11] S. Kierkegaard, Albo-albo, tłum. J. Iwaszkiewicz,
Warszawa 1976, s. 78-89.
[12] I. Kant, tamże, s.302.
[13] W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t.1, Warszawa 2001,
s. 56.
[14] Z. T. Białecka, Dzieje Astronomii układu planetarnego,
Warszawa 1993, s.16
[15] Z. Dworak, Z astronomią za pan brat, Warszawa 1989,
s. 25-29.
[16] H. D. Steinhaus, Słownik racjonalny, Wrocław 1980, s. 33.
[17] T. W. Adorno, Teoria estetyczna, tłum. K.
Krzemieniowa, Warszawa 1994, s.127.
[18] Słynny nowożytny problem
matematyczności przyrody, możemy znaleźć już w Tiamiosie Platona. Ks. prof. Michał Heller umieszcza go w
kontekście tzw. milczącego założenia racjonalności świata przyrody, podjętego
szerzej w średniowieczu w zagadnieniu intelligibilitas
entis. M. Heller, Filozofia świata,
Kraków 1992, s. 19.
[19] K. Maślanka, Szkice do portretu kosmologii, w: Znak
(11) 1998, s. 20. Nie chciał komentować tego „wzoru”.
[20] Zobacz artykuł prof.
Marii Poprzęckiej Na oko: palec, w: http://www.dwutygodnik.com
Por. także Historie oka Tomasza
Swobody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz