26 maja 2014

Creatio ad absurdum

Autentyczny rysunek znanej mi małej Chinki - jej dom.
Czerwiec 2013.
Upłynęło mi wiele frustracji zawodowych, którymi jednak nie chciałem tu się dzielić, ale w końcu trzeba. W zasadzie od roku - choć wielu twierdzi, że OD ZAWSZE - trochę mnie szlag trafia lub okresowo cholera bierze. Na co? Na to samo jak ZAWSZE: na zaniżony poziom poczucia rzeczywistości u kierownictwa. Z pewnością ONI sądzą niezaprzeczalnie to samo o podwładnych. Lecz TU mój punkt widzenia. Stach mówi krótko: "Dom wariatów". Zwykle tak mówi i potwierdzam to, bo krócej nie da się określić tzw. przepisów Firmy dotyczących kwestii chodzenia po chodniku, zachowania podczas pracy, spożywania pokarmów, opuszczania budynków Firmy o ściśle określonych godzinach i minutach, tempie poruszania się podczas i po skończeniu pracy, używania bądź nieużywania pewnych przedmiotów podczas pracy i po pracy... OMG sporo by pisać a już mi niedobrze. Być może, ktoś pomyśli, chodzi o więzienne przepisy dla robotników. Nie, zapewniam, że NIE! - chodzi o wolnych ludzi obywateli UE, Polski itp. Ogólnie NIC w TYM ZŁEGO, przecież musimy wiedzieć czego się wymaga i czego nie wolno. Chodzi tylko o ów POZIOM poczucia rzeczywistości ludzkiej. Ostatnie słowo - jakże rzadkie - wyparte zostało dawno (o czym tu pisałem) innymi: pracownik, robotnik, wykonujący czynności technologiczne, pracownik fizyczny.

Opiszę teraz zasadniczy mechanizm tzw. lekcji tematycznej dla robotnika. Szkolenie permanentne, to istota nowoczesnej Firmy, nie? Daje wymierne korzyści... autorom szkoleń, a robotnikom umila czas na podpisy pod fotografiami z komiksowymi opisami - w sumie 30 sek. i po ptokach jak mówił mój ojciec, a prof. Miodek zatwierdził. Aaa tak to leciało: kiedyś po problemie (oj NIE OK było!) i chyba po analizie przełożonego pojawiała się uwaga słowna i kartka z opisem i robotnik musiał to i owo zmienić etc. Teraz, tj. od roku, lepiej: brygadzista najczęściej SAM TWORZY nieokeiczną sytuację, robi jej zdjęcie (z wykorzystaniem robotnika jako aktora na jedno "nie OK" foto), potem dorabia okoliczności, pouczenie, zasady nowego podejścia do technologii, nawet zagrożenia BHP (kartka formatu A3) oraz skalda w sakramentalnym geście temuż robotniko-aktorowi i innym w to zamieszanym z racji stanowiska DO PODPISU. Amen.

Dziś tego nie wytrzymałem. Mówię mu: "to jest kłamstwo!" a innej: "to są przecież bzdury a nie praca!" Tłumaczą się, że tak trzeba, tego od niego wymaga inne kierownictwo i tak będzie. Kiedy ów absurd się skończy...?

22 maja 2014

Szukanie kamieni

Dzień urlopu postanowiłem niczym turysta spędzić w Starym Mieście czyli okołorynkowej części Oświęcimia. Ciągnie mnie tam. Pełno śladów innego świata. Choć gównie chodzi o... kamienie. Od kilku lat zaledwie fotografuję ciekawe kamienice i zwiedzam miejsca, których nie ma. Tak, bo Żyd i Oświęcim jakoś RAZEM nie pasują - przynajmniej w myśleniu po 2. wojnie światowej albo po Auschwitz. A jednak PASUJĄ, a raczej pasowały tu do klimatu oświęcimskiego przez długie wieki. Niewiele czytam w oficjalnych przewodnikach historycznych. Wolę sam grzebać.

Poszedłem więc wreszcie w stronę Wielkiej Synagogi w Oświęcimiu. Wiedziałem, że w 1939 hitlerowcy spalili ją i zburzyli, ale nie wiedziałem, że nawet kamień na kamieniu... Zobaczyłem jakiś zagajnik i to:


Było inaczej. Polecam foto  ze strony: http://oszpicin.pl/wielka-synagoga-w-oswiecimiu/.

Krok dalej ul. Berka Joselewicza


ściąga mnie dosłownie w dół, bo tam poniżej linii Piastowskiego Mostu na Sole vis-à-vis Zamku znajdowała się kamienica i fabryka wódek Jakuba Haberfelda (http://pl.wikipedia.org/wiki/Jakub_Haberfeldhttp://www.fzp.net.pl/kultura/wielka-pustka). Tu również kamienie, tyle że więcej. Pozostawię komentarz opłakanym niemal dosłownie zdjęciom.










Nie mam pojęcia co się pisze widząc gruzy przeszłości. Dosłownie NIC nie ma poza obrazami i pamięcią. Jednak nie chodzi o mury i budynki. Gdzieś pod warstwami cegieł, ziemi i wielu lat żyje kultura tych ludzi, ich dziedzictwo, które mimo wszystko promieniuje. Ja to czuję. Nie tylko ja. I ciesze się, że nie umarła. Będzie i o tym kiedyś. Moje obserwacje zakończyły się fragmentem szachownicy-posadzki, znalezionej w zimie z moim synem Maksem...


Najwięcej zdjęć tego miejsca na http://www.kasztelania.pl/galeria20.php?page=0&galdz=22. Bardzo polecam.



11 maja 2014

Co to jest rzeczywistość?

Takie oto pytanie zadał mi chyba przedwczoraj mój syn. Standardowo szybko odpowiedziałem, że to wszystko, co nas otacza w odróżnieniu od gier w komputerze i bajek w telewizji. Na razie mu wystarczyło... Ale w trakcie miałem już wątpliwości. Czy sam wierzę w tę odpowiedź? Nie - pomyślałem - bo ta "rzeczywistość" jest oczywiście o wiele wiele bardziej skomplikowana. Przyjdzie pora na ciąg dalszy. Sen, cyfrowa aplikacja, oblicza natury, rzadkie doświadczenia zmysłów, potyczka na szachownicy etc. mogą i są często bardziej realne niż własne odbicie (własnie odbicie!) w lustrze wody. Moje ostatnie spotkania z pewną tymczasową nierzeczywistością mają na imię: biel dmuchawców na tle orzeźwiającej zieleni trawy, dzisiejsza lekcja ikony dla syna w cerkwi krakowskiej, owo odbicie moich dwóch kominów nad stawami, skojarzenie szachów (de facto po chińsku wyprodukowanych) z moją pracą oraz kolor płatków pod drzewem tej wiosny...






PS
Oczywiście moje te fotki, poza "pracą" i cerkwią, z Oświęcimia (Kruki i Aleja Tysiąclecia koło fontann)