20 maja 2012

Szachowy szczyt

W sumie tylko lekko zastanawiałem się czy to ów "szczyt" czy po prostu mistrzowski "czarny" szlak na ośmiotysięcznik. Bo są równie wybitni żyjący aktualnie szachiści i szlak to czarno-biały de facto (a kolor nie wskazuje stopnia trudności, turysto górski). Niemniej warto. Dla mnie to przyczynek do analizy oraz emocje. Tak, EMOCJE. Nie samą piłką człowiek, do jasnej ciasnej, żyje. Bo jeszcze się nie zaczęło to EŁRO SPOKO a już nie mogę słuchać. Wracam do emocji: miały być i są. Nawet nie potrzebuję wyników partii, jak się to mądrze mówi, rezultatywnych. Remisowy rezultat mi wystarcza, choć oczywiście czekam na to co dziś. Bo w 7. partii Viswanathan Anand (Indie) oddał zwycięski punkt pretendentowi Borysowi Gelfandowi (Izrael). 3:4 wreszcie panowie a nie po równo. Przyznaję jednak - nie nadążam za nimi. To chyba szczyt i to w pięknej moskiewskiej Galerii Tretiakowskiej. Poza tym fundusz nagród wynosi ponad 2.5 miliona dolarów do podziału: zwycięzca otrzyma 1,53 mln dolarów, pokonany - 1,02 mln. Jak donosi  www.pzszach.org  "Zgodnie z regulaminem, mecz składa się z 12 partii. Zwycięża ten zawodnik, który pierwszy osiągnie 6,5 punktu - w przypadku uzyskania takiego wyniku z mniejszej liczby partii, mecz może zakończyć się wcześniej. W przypadku zakończenia meczu remisem, zostanie przeprowadzona dogrywka - 4 partie tempem 25 minut + 10 sekund na ruch dla zawodnika". Na koniec dodam, że siedzę na http://anandgelfand.chessbrains.pl/ oraz rzecz jasna na wizji http://moscow2012.fide.com/en/. Czekam na jeszcze, z niecierpliwością i łezką w oku zaglądając do emocjonującej książki pana Krzysztofa Pytla O koronę szachową Karpow-Kasparow też w Moskwie w 1984-85...

16 maja 2012

Rumieńce poezji

Świeżo po spotkaniu z dr. Michałem Rusinkiem, a także po lekturze Wystarczy Szymborskiej oraz w trakcie Różewicza... cóż pisać jak nie o poezji? Lecz nie wiem po co? Tłum ludu nie świadczy o kondycji poezji. Gradu pytań z resztą nie było. Kapuśniaczek raczej. Były 1. Sekretarz :) mówił o ekfrazach Noblistki. Przepyszne. Te Rubensy, Vermeery, mozaiki raweńskie i średniowieczne doskonale tłuste końskie zady. Ale po co to? Bumerang sensu nie daje mi teraz zasnąć. W sumie dobrze mi tak. Nocna zmiana okaże się może owocna w jakieś zamyślenia. Lecz rumieńce poezji nie dają mi spokoju. Są zbyt. No zbyt i kropka. Wiersz jest w środku i gdzieś w konkrecie życia. Ani w książkach ani w teoriach ani uniesieniach choćby naj. Wiemy to przecież.

11 maja 2012

Różewicza: Elegia na śmierć...


Czytam, nie to złe słowo, zamyślam się nad Różewiczem. A wpadł mi w ręce wybór Jego wierszy Niepokój wydany w 1980 roku przez Ossolineum. Tomik ponad 600 stron. Do zbioru Regio (1969). Czytam więc, ale od końca, na przekór nie wiem czemu. Pewnie sobie, swej doskonałości poznawania. Nawet nie chcę wszystkiego od razu zrozumieć. Wiem – to przeszkadzałoby w dotarciu do sensu, który jest dla mnie hic et nunc.
Pierwsze duże wrażenie przyszło w utworze Elegia na śmierć czternastoletniego chłopca. Kiedyś go czytałem i tamte uczucia jakoś wróciły. Gniew, rozczarowanie, pretensje, smutek, żal. Pomyślałem o moim ukochanym synu. A gdyby i on kochał się nieszczęśliwie…Nie chcę kończyć zdania. Nie wiem, co by było, lecz chyba przeczuwam – z pewnością niedoskonale, zaledwie – co kryje się za zmienionym głosem, łamiącym się głosem, za osypującym się głosem przyjaciela. Ktoś powie, że to nietrudne, zrozumieć powagę sytuacji ojca. Możliwe. Lecz sam zabieg intelektualny nie wystarcza, mnie nie wystarcza. Chodzi o miłość. Jest doprawdy tajemnicą, dla której możliwy jest krańcowy sprzeciw wobec życia.



Elegia na śmierć czternastoletniego chłopca

W kabinie telefonicznej
w migotaniu świateł
wielkiego hotelu
zimą roku 1957

usłyszałem zmieniony głos
przyjaciela
„stało się coś strasznego”

potem była cisza
„nie przychodź do nas”

głos łamał się kruszył
osypywał

czarna słuchawka
w uchwycie dłoni
rozgrzewała się

znieruchomiała
jak żywe stworzenie

powiesiłem ją
widziałem
tarczę z cyframi sznur
automat

drzwi obrotowe
lśniąc i iskrząc
wyrzucały futra ciała
uśmiechy słowa

wróciłem do siebie

przez okno widziałem
ścianę czynszowego domu
czarną szczecinę anten
na dachach

po godzinie usłyszałem głos
znajomej
„wczoraj powiesił się
czternastoletni syn
twojego przyjaciela
kiedy rodzice wrócili
do domu
zobaczyli w łazience
wisielca
swoje dziecko

ludzi mówią
że chłopiec kochał się
nieszczęśliwie
w pięknej dojrzałej
kobiecie”

Opadały mgły
w świetle dziennym
życie chłopca
wynurzało się
powoli

biały
przeźroczysty szczyt
z czarnym olbrzymim
odwłokiem śmierci
pogrążonym
w kanałach wielkiego
miasta

9 maja 2012

Na Wschodzie bez zmian

To dziwne, że oboje: żona i ja siedzieliśmy z uwagą przed telewizorem. Zazwyczaj są jakieś tarcia, bo jedno chce a inne... Połączył nas Putin. Spodziewałem się przepychu Kremla, dopięcia na ostatni guzik i sekundę, ale jedno, jedno mnie zupełnie zaskoczyło. Nie posągowa twarz nowego cara Wszechrosji. Pustki. Ulice potężnej Moskwy były całkowicie puste. Wytrzeszczaliśmy oczy szukając choćby psa z kulawą nogą. Pusto. Gdzie podziało się kilkanaście milionów obywateli? Przecież nie mogli ich zamieść pod dywan. Kazali im siedzieć w domu - jak my siedzieliśmy - przed kanałem państwowej TV? Tam zobaczycie wszystko lepiej i wygodniej. Nie kleją mi się te hipotezy. Pusto. A natura nie lubi próżni. To może się źle skończyć jakimś tremendum, horrorem. Nie wiem: może to pustka ironiczna. Specjalne taką wywołali - tym ich bardzo długim weekendem - żeby dać nieco spokoju Organizatorom życia publicznego Moskwy. A potem wszystko wróci do pełni. Zaludni się jak po potopie. Nie... to pachnie Bułhakowem. Z resztą nie wszyscy mogliby dostać się do teatru Variétés, to jest przepraszam do pałacu kremlowskiego. Pusta Moskwa mnie powaliła. Podobno to największe miasto Europy. Nie wierzę teraz. widziałem pustkę. Takie ulice kojarzą mi się z wojną, z godziną a policyjną w PRL, z okupacją dowolnej maści. Wyludnione ulice Czarnobyla i Fukushimy rozumiem. Zaludnione do ostatniego metra ulice Nowego Jorku, Brazylii czy Bombaju też. Moskwy nie pojmuję. Pustka. W środku miasta i w mojej głowie. Pusto mi Boże. 

PS. Po cichu jednak liczę, że to pozorna przejściowa sztuczna pustka. Zmiany idą.

1 maja 2012

Usłyszeć Cuefx i... umrzeć

Formacja nazywa się Cuefx a płyta International Post-War Chill. Trafiłem na nią dziś (dopiero) buszując po jazzowych stronach blogspotu. Całość do posłuchania lub/i kupienia na  exportlabel.bandcamp.com/album/international-post-war-chill od kilku miesuęcy 2012. Nie wiem jak znaleźć coś więcej o tej grupie. Wiem, że pochodzi z BYTOMIA. Tak, to w Polsce. Serio. Wystarczy wejść na  soundcloud.com/cuefx. Na  antymuza.pl znajduje się fantastyczny opis albumu, który w znacznej części przytaczam:

Intro (Culture Industry)  Na początku dźwięki czepiają się naszych ubrań i wyrywają nas z szarej ulicy w psychodeliczną mgławicę jazzu. W podróż zabieramy  stary zepsuty gramofon i stary telewizor.
Internal Conflict Zaczyna się spokojnie, hip-hopowo bassowe intro. Ciężki bass. Bardzo przestrzenny utwór. Już tutaj pojawiają się wpływy muzyki tybetańskiej. Starych ludów, kultur wschodu,zachodu, australii amazonii,co chcecie!  Instrumenty które od zawsze pojawiały się w rytualnej muzyce. Różnego rodzaju flety  oraz ulubione didgeridoo.
Neurodramatic Hip Hop (Part 1)  Płynnie przechodzi w saksofony i przenosimy się do starego Nowego Jorku z saksofonem w walizce.
International Post-War Chill  Kościelny jazz. Krajobraz wyludnionego powojennego miasta i  zacięty hejnał z rozwalonej wieży. Wszystko bardzo rytmiczne,bardzo niesie. Kończy się zepsutym radiem.
War (Skit) Wchodzimy w szalony świat nu – jazzu. Przejściem.
Who Wants A Bomb  (In Memory Of Allen Ginsberg) Kto chce bombę? Na pewno nie Allen Ginsberg którego pamięci poświęcona jest ta piosenka. Mamy iść się pierdolić ze swoją bombą atomową – jak mówi Ginsberg w wierszu „Ameryka”. W swingujący rytm.
Re-Manhattan Blues Znowu niesie nas na Manhattan.
Neurodramatic Hip Hop (Part 2) Oba neurodramatyczne hip hopy mają w sobie dzikość nu – jazzu, noc Nowego Jorku i swag hip hopu.
Scaring The Buddhist Dlaczego Cuefx chcieli przestraszyć buddystę? Nie wiemy ale na specjalnym nagraniu słychać jak mimo wszystkich mechanicznych metalicznych dźwięków tłoków i fabryk którymi chcieli go straszyć, on spogląda na nich z uśmiechem i dalej obracając paciorki w palcach śpiewa niewzruszenie mantrę wielkiego współczucia.
25 Years Of True Love Jazz. Wojskowy jazz. Jazz żołnierza zmuszonego wyjechać na wojnę,wracającego po 25 latach do wyludnionego rozwalonego miasta. Fucking sorrow. With milk?
Outro (City Traffic) Autostrada wyprowadzająca nas z miasta.
-----
Dobre w warstwie słownej i usznej. Nie? Swoje preferencje muzyczne sami Wykonawcy na T-Moblile-Music.pl ujmują tak:
cuefx electonics nujazz dubstep beats broken jazz chill downtempo avantgarde noise future and old.
W RadioJazz.fm Ryszrd Skrzypiec ujawnia skład: "W nagraniu albumu wzięli udział: Dominik Strycharski (flety, wokale, tekst), Aleksander Papierz (saksofony), Tomasz Barzęc (trąbka, głos) i Jacek Latoń (Cuefx), który czuwał nad całością i spajał każdy dźwięk tak, abyśmy mogli poznać w pełni International Post-War Chill. Gościnnie wystąpili prof. Tadeusz Slawek (wykład), dj Jazzbin (skrecze) oraz Elwira Skrobska (głos)."
A na koniec - jak zawsze fantastyczna - recenzja albumu CUEFX Bartka Chacińskiego w Polityce.pl pod tytułem CHILL ME OUT.
Co robić 1.maja gdy upał niemiłosiernie tnie wlewa się itp.? Może CUEFX... i umrzeć.