23 stycznia 2016

Skostnienie

Kilka dni nowego roku, lekki mróz, śnieg jakby w obawie nie po pas, lecz w sam raz. Jakże inny klimat od tego sprzed tygodnia i poprzedniego posta. Słowo skostnienie chyba dobrze opisuje stan przyrody. Nawet ptaki nieruchome. Leżące drzewo na brzegu stawu. Stwardniałe źdźbła trawy. Zimna biel. Woda bez fal. Suchy brąz liści jako rama krajobrazu. Brzozy na baczność drętwe, nielubiane - tu pasują.
















18 stycznia 2016

Wspomnienie sylwestra

Ponad dwa tygodnie nowego roku minęły, a ja wracam do sylwestra 2015. Był szczególny. Piękny zachód słońca, ciepło w sumie, cicho. Najbardziej jednak zaskoczyły mnie ptaki. Były ich tam nad stawami dziesiątki, może setki: poza kaczkami i łyskami, kormorany, czaple siwe. Na gałęziach zmarzłych drzew owocowych żywe raniuszki - niesamowite ptaszki. Obok cudowny dzięcioł zielony. A nad brzegiem bardzo uważny lękliwy zimorodek. Czułem się jak szczęściarz widząc tutaj takie okazy. Resztę widać... szkoda tylko, że brak tych ptaków za zdjęciach.















30 grudnia 2015

Kilka ciastek

A może po to są Święta, żeby złamać szarówkę zimową; żeby ożywić chłodną ciszę; żeby nadać kolor bieli, której... tego sezonu jeszcze nie było. Potem łatwiej przeżyć pusty czas albo dożyć do wiosny, a może do kolejnych świąt. Tak w kółko, od... do. To prawie jak uzależnienie. Z wyboru, bo to (jeszcze) lubię. Można też inaczej niereligijnie jakoś po noworocznemu z wybuchem szampana end hepi niu jer, ale w sumie poważnie na równi ze świętami.
Przerywam. Syn kaszle jak szalony, żona już mniej. Syrop, tabletki, za mną miga choinka, dalej światełka na balkonie. Pachnie ciepłą świecą. A syn kaszle. Przede mną na ławie suche ciasteczka. Właśnie!





...te już trochę rozdane i trochę zjedzone. Szybko wracam do normalności. Nawet ją wolę, jak wolę chleb codzienny od świątecznych ciastek. Podczas świąt prawie nie jem chleba. Przerwa na koniec roku jak mrugnięcie. Jak przebłysk świadomości we śnie wariata. 

28 grudnia 2015

Jak zwykle

Wiedziałem, że święta - zwłaszcza w grudniu - to nie rodzinna idylla. Choć w sumie aż tak źle nie było. Nawet miło. Właściwie to milej niż co roku, bo bez wyjazdów - a to "dzięki" kolei, która przestała (podobno na zawsze, czyli do odzyskania pieniędzy) jeździć do mojego rodzinnego miasteczka. Więc prawie w domu. Wigilia - jakie dziwne słowo, prawda? - u pradziadków dość zjadliwa, bez polityki, bez kłótni, bez tzw. tematów. Pierwszy dzień u nas deser. No i "po świętach" i bez "ach". Po ludzku leniwie i słodko (dla mnie wyjątkowo małorybnie, czego akurat nie żałuję, bo ostatnio dużo w domu ryb na codzień) finisz i jeszcze tydzień wolnego. Były spacery z poszukiwaniem świątecznych ozdób na balkonach, wspólne gry i filmy, bajki też (co nieoczywiste dla mojej Lubej, która woli nieanimacje - oglądaliśmy z przeszkodami internetowymi "W głowie się nie mieści" świetną opowieść o emocjach etc.). W niedzielę rano także mój pierwszy całkiem prywatny półmaraton. Ale już "po" i nie ma rady. 3 dni i fajrant, a raczej po fajrancie. Czy warto było tyle kupować? Po co nam tyle ciasta? Soków mamy na tydzień. Sałatka w całości zjedzona ku radości Żony. Kilka słoików marynat już w utylizacji. Lego syna złożone. Śniegu nadal nie widać. Co dalej?


22 grudnia 2015

Rey odc. 7

Kiedy zasiadłem dziś w klasycznym kinopleksie, choć bez kukurydzy i koli, ale za to w eleganckich prawie jak przeciwsłonecznych okularach oczywiście do 3D, obok żony i syna, który przeżywał tę kosmiczną operę na dużym ekranie po raz pierwszy, niewiele wskazywało, że przeniosę się w czasie prawie 30 lat wstecz, gdy pewnie oglądałem Powrót Jedi, lecz jednak, tak się stało mimo braku Lorda i Yody, wyraźnie siwego Solo oraz z kobietą w roli głównej i to jakiej kobiety (Rey bowiem zastąpiła świetnie wszystkich rycerzy), a to - plus statki kosmiczne w przestrzeni międzygwiezdnej jaśniejącej od wybuchów, nowy kolega R2D2 wirujący BB8, wartka akcja, piękne krajobrazy, szczypta emocji, miecze, Chewbacca i długo by wymieniać - dało mi satysfakcję dobrze spędzonego czasu z bliskimi i bonusem moich lat osiemdziesiątych...

20 grudnia 2015

Niebo we mgle też ładne

Ranna mgła w Kotlinie Oświęcimskiej trzymała dziś do oporu, czyli do teraz. Ale wziąłem lornetkę i poszedłem za znajomą szkołę - gdzie najciemniej - na obserwacje. Księżyc ładny, lecz za jasny i ręce bolą, więc lepiej go ustrzelić z balkonowej poręczy. Wielka Niedźwiedzica niziutko ledwo dyszel zobaczyłem, podobnie już Lutnia - nie! Lira (Wiedza i Życie 12'2015) - zachodzi ciągnąc Łabędzia. A w ogóle mgła, śmietnik świetlny lamp miasta, blask "Łysego" i w ogóle zimno. Smoka szukałem, alem głowę jego na zakręcie szyi odnalazł a on prawie przy Łabędziu ślepiami strzela. Kasjopea w zenicie. Andromeda tamże. Jak tu M31 w spokoju oglądać? Była jednak jako plamka, którą pomylić z dymkiem z ust można, oczywiście na myśli mam parę wodną z ust, bo nie palę ani w piecu ani ani gdzie indziej. Dlatego w Oriona idę wzrokiem i jest - ramiona czyli Betelgezę i Bellatrix nad murem szkoły śledzę jak w górę wschodzą. Głowa Oriona też ładna, nawet między konarami nagimi, bo bezśnieżnymi pas Orionowy całkiem w pionie. Na lewo Bliźnięta w całej okazałości. Wyżej migocze cudnie Kapella w Woźnicy, co za widok! Potem zapraszają z Byka Plejady i Hiady i dalej ku rogom gwiazd nasiane. Aldebaran czyli oko bycze nad wszystkim tu góruje jasnością i pięknem. Właściwie razem z Kózką... Na jakąś gwiazdkę w okolicy delty Bliźniąt się zapatrzyłem, a może na nią? i ucieka mi ona to lewo i w prawo. Ki pieron?! - mówię do siebie. I dalej gapić się czy to UFO czy CO. Ale w porę zorientowałem się (czyli krócej kapłem się), że jej ucieczka na dachem podstawówki, stąd może... Oddalam się i niestety "ruch" tylko pozorny lub właśnie tu cudzosłowiowy okazał się niestety. Ziąb okrutny! Wracam na kolację. Co pomyślawszy, pod soplowym niemal nosem, uczyniłem.

Zrzut ekranu ze Stellarium.



16 grudnia 2015

Biegiem

Biegam 3 razy w tygodniu od pół roku, czyli od czerwca 2015.
Taki jubileuszowy wpis :)
Zaczęło się od 5 km, teraz godzinę lub dłużej.
Dlaczego? Czas mija, 40 się lat zbliżało - teraz już jest - a ZAWSZE chciałem biegać. A teraz po prostu to robię.
Po co? Żeby utrzymać/przywrócić formę fizyczną, zdrowie. Wiem, że ruch mi służy.
Bieg jest najprostszym sposobem ćwiczeń. Owszem trzeba lepsze buty i kilka szmatek poliestrowych naciągnąć na gnaty, lecz i tak bieganie to najtańszy sport.
Co mi daje? Poczucie kontaktu z własnym ciałem, przyjemność wysiłku fizycznego, budowanie kondycji, poznawanie swych granic, kontakt z przyrodą, wolność, świadome odżywianie.
Ale nie rezygnuję ze spacerów po mieście i w naturze z aparatem!

15 listopada 2015

Kilka drzew

Na "moich" Krukach, czyli 3 stawach wędkarskich stoi lipa, którą zwykle fotografuję z tej samej pozycji. Podobnie z resztą robię z innymi drzewami. Ale mi to nie przeszkadza. One nie są takie same. Przypominają twarz. Dlatego przyglądam się cierpliwie. Widzę jak targa je wiatr w deszczu, jak dźwigają ciężary śniegu, jak stoją nagie bez liści... Inaczej na wiosnę i w lecie. Wtedy zdaję się czuję ich zieloną radość lub ulgę owocowania. Nie wygłupiam się. Lubię drzewa. Może w poprzednim życiu byłem ptakiem?

I trochę zdjęć z tej jeszcze trwającej jesieni.

















12 listopada 2015

Świadomie w pochmurność

Jak się nie ma, co się lubi... A miałem i mam kilka dni wolnego. Wczoraj raz pierwszy w oficjalnym biegu - na 11 km, a dziś postanowiłem utrwalić zakwasy spacerem na 8 km w stronę Soły. Lornetka, aparat w telefonie syna (z Endomondo) i ochota mimo chmur. Światło było szare, nawet miejscami ciemno. Nie liczyłem na jakieś świetne zdjęcia. Liczyłem na przyrodę. Najpierw była łyska i kormoran, potem wysoko czapla siwa, sójka, bażant, nawet przepiórki, dużo sikorek i na końcu jakiś latający drapieżnik (może myszołów, ale nie pustułka). Soła rozlana na lewy brzeg pozwoliła mi na odkrycie prawie dzikiej plaży, gdyby nie wszechobecny plastik, puszki piwne etc. Gąszcze ustępują, schną, kładą się na mokrej ziemi. Odbudowa wału solskiego prawie na ukończeniu. Drzewa rozczochrane bez letniego makijażu, pochylone. Kilka starych wyrwanych z korzeniami. Pociętych, rozjechanych ciężkim sprzętem. Może to robota budowlańców? Oby nie. Mało kolorów. Łęg nad Sołą gotowy do zimy.