27 października 2011

Żeby nie było, że nie było.

Drogi ekranie mojego, burczącego ostatnio, komputera (o cholera!)!
Nie piszę.
To fakt.
Ale w ogóle piszę. I to sporo.
Nie wierzysz.
No cóż. Wiara to wiara i na ra.
No nie: żarcik.
Co piszę?
Już już się spowiadam: zaczęło się od chandry, znaczy się od konkursu na chandrę (lub za chandrą w końcu demokracja yes nie?); potem był dłuuugi remont najnieszczęśliwszej łazienki naszej, który chyba po wyleczeniu przecieków się dopełni (a jeszcze długi), teraz zaś rzeczy dwie:
1 - astrofizyka i piękno (artykuł)
2 - Saturn Dehnela (recenzja).
Więc kończę bo plączę a Goya czeka krótko.
Odezwę się.
Pa.