22 marca 2015

Zaćmienie Słońca 20-03-2015 w Oświęcimiu

I po zaćmieniu! Przyroda ma swój czas, a potem wraca do pewnej szarej normy. Zupełnie jak ludzie. Zaraz napiszę: i po świętach! Ale do rzeczy i po kolei, bo było to dla mnie szczególne wydarzenie, powód (nie boję się tego słowa) osobistej dumy, satysfakcji, radości.






  1. Miejsce: boisko sportowe Szkoły Podstawowej Nr 4 im. Stanisława Wyspiańskiego w Oświęcimiu.

  2. Czas: 9:42 – 10:51 - 12:03 (pierwszy kontakt - faza maksymalna - ostatni kontakt), czyli 3-4 lekcja, ale w praktyce "okupowaliśmy" teleskop od 9:15 do 12:15.
  3. Przyrządy: szkolny kilkunastoletni (ale jary) teleskop Newtona 170 mm, radziecka lornetka 7x50 (plus obowiązkowe filtry słoneczne ND5), szkła spawalnicze.
  4. Obserwatorzy: w zasadzie, jak liczyły nauczycielki, wszyscy uczniowie Szkoły z wychowawcami oraz osoby zainteresowane w zasięgu
  5. Efekty: mam na myśli CO realnie udało się nam zobaczyć oraz JAKIE to było, czyli:

    * ruch Księżyca (=K) na tle tarczy Słońca (=S)
    * kilka różnych wielkości / kolorów / jasności obserwowanych tarczy S w zależności od wyboru przyrządu
    * obecność  na S czarnej plamy (miała wyraźny półcień, wewnątrz trójkątna plama oraz towarzyszkę małą plamkę obok poza obrysem półcienia)
    * uchwycone zostały momenty graniczne: pierwszy kontakt krawędzi K z tarczą S, faza maksymalna zakrycia S, ostatni kontakt, a także momenty zakrycia i odkrycia plamy słonecznej przez K )
    * obserwacja nierównej krawędzi K zakrywającego S
  6. Problemy: było ich na szczęście sporo, a to dla mnie dowód, że obserwacja nie pójdzie w las - może zrodzą się nowe pytania, inne odpowiedzi, chęć do ponownej obserwacji; a po cichu liczę, że któreś z tych dzieci (albo nauczycieli!?) połknie astroprzynętę i jak ja zachoruje chyba do śmierci. Ostatecznie byłem już zadowolony, jeśli usłyszałem "efekt WOW", który naprawdę tak brzmi lub zobaczyłem zdziwienie na twarzy młodego człowieka, albo niedowierzanie: "To na serio Słońce?", "Jaki fajny rogalik!", albo wręcz kompromitujące mnie i całą tę zaćmieniobieganinę hasło wielu pierwszo i drugoklasistów: "Ale Księżyc!" oraz kategoryczne stwierdzenie wobec mojej odmowy: "Niemożliwe to JEST Księżyc!". Wtedy myślałem z żartem, że odniosłem historyczną (bo znaną z historii choćby Kopernika, Giordano Bruno lub Galileusza - niezłe towarzystwo!:)) edukacyjną porażkę. A oto nasze pytanio-zdziwienio-problemy podane często w oryginalnym przekazie szkolnym:

    - czemu tarcza S drga w teleskopie?
    -dlaczego ta krawędź K jest nierówna?
    - skąd ta plama na S i czemu jest czarna?
    - czemu plama na S jest niby chłodniejsza?
    - co tu wreszcie się rusza: S i K, bo przecież Ziemia też?
    - skąd takie kolory S w lornetce, teleskopie a inne w szkiełkach?
    - czemu teleskop się psuje i trzeba go co jakiś czas przestawiać?
    - niełatwo jest trafić teleskopem w S a jest takie jasne?
    - to jest K nie S!
    - czemu S jest białe a nie żółte?
    - S przypomina kulkę a gdzie (w obrazie teleskopu) promienie?
    - już widziałem zaćmienie S (ciekawe gdzie? w youtubie, w kablówce?), więc po co?
    - dlaczego tak trudno zrobić zdjęcie smartfonem lub chwycić film kamerą obrazu S w teleskopie?
    - nic tu nie widzę, nie umiem trafić okiem (do okularu Newtona) albo zamknąć drugiego?
  7. Zdjęcia: moje z tabletu i mało, bo nie było po prostu czasu, co mnie niewymownie cieszy. Tylko raz lub dwa zrobiłem po obserwacji prezentację porównania wielkości S-K-Z (widać na foto piłkę i jabłko), zdjęć plam na S (album National G.), zaćmienia obrączkowego (własnoręcznie wykonane eksponaty), omówienie budowy i historii teleskopu - dobrze, że BHP udało się ZAWSZE przed obserwacją kolejnych klas przeprowadzić i NIKT nie miał problemów ze wzrokiem, ani ja z przedziurawioną folią ND5 czyli de facto więzieniem...

17 marca 2015

Kopia Dąbrowskiego - 2

Wywiad Aleksandry Kozłowskej z z poetą Tadeuszem Dąbrowskim w Gazecie Wyborczej...
tekst pochodzi z:
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,133689,14628142,Poeta_w_czasach_dyktatury_klikniec.html

Poeta w czasach dyktatury kliknięć

Internet nie jest poezji do niczego potrzebny?

- Ależ jest. Sprawdza się doskonale jako przestrzeń polemiki, sporu. Kiedy pisze się wiersz, w tej chwili amoku, tajemniczego wewnętrznego przymusu, jest się samemu. Ale do pisania konieczna jest rozmowa. O sztuce, o życiu. Internet daje możliwość szybkiego reagowania, komentowania na bieżąco swoich tekstów, konfrontowania się z publicznością. To wszystko uczy odwagi, elastyczności, ale też pokory. Sieć sprzyja czemuś w rodzaju nieformalnych kursów creative writing. Tym bardziej że komentujemy na piśmie. A więc dyskusja online o literaturze jest jednocześnie świetną nauką pisania.

Ale swoich wierszy nie udostępniasz w internecie?

- Nie, bo to by podważało sens publikowania książki. A książka poetycka to coś więcej niż zbiór wierszy. Każdy wiersz jest wprawdzie samowystarczalny, lecz zarazem - jak kamień szlachetny czy zwykłe szkiełko - inaczej świeci w różnych sceneriach, inaczej znaczy w kontekstach. Tom poetycki to opowieść pełna napięć, niespodzianek, nagłych zwrotów akcji. Publikując wiersze w sieci, tracę z nimi kontakt. One i tak gdzieś krążą - to nie do uniknięcia (złodziejstwo w necie jest, niestety, powszechnie akceptowane) - ale nie chcę przykładać do tego ręki.

Co innego sieciowe pisma literackie, w których czasami się pojawiam, głównie zagraniczne, jak "Agni", "Guernica" czy "Poetry Daily". Szkoda że w Polsce wciąż mamy niewiele magazynów internetowych na wysokim poziomie. Zdecydowanie wyróżnia się "Dwutygodnik.com".

14 marca 2015

Poetyckie kopie - 1

Nikogo nie kopię, ani nie posiadam żadnej śmiercionośnej kopii, poza kopiami z Gazety Wyborczej "w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej". Na temat Dąbrowskiego i mojego ukochanego Różewicza... Ale to będą 3 posty.

Módl się. Albo przeczytaj wiersz. Rozmowa z poetą Tadeuszem Dąbrowskim

http://wyborcza.pl/magazyn/1,143555,17563139,Modl_sie__Albo_przeczytaj_wiersz__Rozmowa_z_poeta.html#ixzz3UOTNRTby

Marek Górlikowski: Jak się pan przedstawia współpasażerowi w pociągu: Tadeusz Dąbrowski, jestem poetą?

Tadeusz Dąbrowski: Mam problem z rubryką "zawód". Wpisuję "literat" albo "dziennikarz". Redaguję "Topos", więc to nie przekłamanie.

Gdy ktoś pyta, odpowiadam, że zajmuję się pisaniem wierszy. Bo nie ma czegoś takiego jak permanentne bycie poetą. To byłoby nieznośne dla mnie i otoczenia, grozi grafomanią. A najpiękniejsze jest to, że człowiek piszący wiersze nie może być pewien, czy następnego dnia będzie jeszcze poetą. Wszystko, co można zrobić, to być czujnym i czytać lepszych od siebie. Poezja nie jest funkcją wyuczalną. Przychodzi wtedy, gdy ma na to ochotę. Jak kot.

12 marca 2015

Nad Sołę

cd
Wreszcie wchodzę w rejon Soły. Mijam wał, od zeszłego roku w przebudowie (koparki, ciężarówki, sporo ziemi), i już jestem na rzeką. Dwa tygodnie temu padał pierwszy pozimowy deszcz. Potem nawet śnieg. Teraz ciepło. Woda niska. Jaz na Sole w Broszkowicach wita mnie wroną. Zaskoczony jestem i trochę wstyd. To pierwsza świadoma wrona w moim życiu.

Wchodzę w gąszcz. Tak bez ostrzeżeń, bez wstępu. Mnóstwo suchych badyli, zapomnianych po zimie krzaków. Różne osty nie nabrały jeszcze siły. W ogóle poza licha trawą - brak zielonego koloru. Tylko złote brązy w oślepiającym dziś słońcu. Niska woda odsłania błota, zakola, wymytą ziemię. Brnę między połamanymi gałęziami. Obok zgarbionych drzew. Pod stopami pękają i trzeszczą. Schylam się i osłaniam tyle ich nad głową. W końcu staję. Cicho. Nikogo. Ja i one, a może Ona. Przed chwilą auta, smród ulicy, betony osiedlowe, ruch i cel. Tu i teraz prawie nic. Gęstwina i bezczas. Stoję zakochany. Zauroczony znowu. Lepiej - OSZOŁOMIONY. Pstrykam jakieś zdjęcia, ale nie o nie chodzi. Zegarek na ręce popędza. Zapłacić za żony papierosy i zdążyć do pracy na 13. W oddali przed wałem ruch. W mgle światła trzy sarny i kozioł. Wpatrzone w coś, we mnie, zastygłe niby postacie na hieroglifach. Muszę iść. Uciekają. Osada bobrów chyba opuszczona. Lecz w górę Soły coraz więcej ich śladów. Są i świeże. Na szczęście. Zwalone wielkie drzewo. Jeszcze trzyma się rozpaczliwie ziemi. Ale to już koniec. Korona w rzece. Znów ciemniej. Gęstwina ze starymi wysokimi drzewami. Pośród niej bagna jakieś, wody, rowy, wymyte ścieżki uciekającej odnogi Soły, tropy zwierząt. Żal wracać na asfalt. Wolę oszołomienie.














































10 marca 2015

Kruki przed wiosną

Długo musiałem czekać na kolejną wyprawę nad Sołę. A przedwiośnie to już ostatni dzwonek. Za chwilę wszystko zarośnie. Znikną ścieżki, pojawią się natrętne wszędobylskie osty, zieleń zakryje pułapki w ziemi, bagna.
Lecz najpierw oświęcimskie stawy. Wyrwałem się dopiero o 8 rano. Kruki, jak zawsze zadbane, trawa przycięta, nowe drzewka, czysto. Jeszcze ryby i sezon wędkarski. Pierwsze zdjęcie zwyczajowo "mojej lipie". Kiedyś je pozbieram i zobaczę jak rośnie. Podchodzę między drzewami. Przestraszone łyski i krzyżówki były czujne. Na stawie środkowym także mewy i piękne kormorany. Mały staw pokryty lodem. Poniżej centymetra. Słońce zaczyna ogrzewać. Od północnej strony wchodzę na koncert ptaków. Ale widzę tylko sikorki i sójki! Pierwsze bazie. I tam pierwsza rewelacja: na lampie obok stawu przycupnęła odpocząć czapla siwa. Lornetka w garść. Poderwała się i pięknym lotem na wschód. Dalej słyszę jak bębni i w końcu widzę dzięcioła z czerwoną plamą na główce. Chmara szpaków na śniadaniu. Podrywają się z ziemi Jeden przysiadł w słońcu: na wiosnę mieni się kolorami, nie do wiary. cdn