22 lutego 2010

Dziękuję Panie Fryderyku


A właściwie chciałbym podziękować Twej Matce Justynie i Ojcu Mikołajowi. Zero patetyzmu. To zwykły fakt, który stał się cudem nie tylko w XIX wieku. Ani romantyzm ani Polska - ani tym bardziej kultura światowa nie byłby tym czym jest dziś. Nieistotne dla ilu.

foto własnoręczne z Muzeum Czartoryskich w Krakowie (podczas nieobecności Madonny z gronostajem :( z 22-11-2009)

21 lutego 2010

Nie gra gitara?

Zwyczajowo niezły artykuł z GW w całości:

Nikłe zainteresowanie muzyką

Roman Pawłowski 2010-02-19, ostatnia aktualizacja 2010-02-19 18:48:48.0

Badania wykazały, że osób aktywnie słuchających jazzu czy heavymetalu jest w Polsce jeszcze mniej niż odbiorców muzyki poważnej. Chopinem, podobnie jak całą muzyką poważną, interesuje się mniejszość, którą z definicja stanowi elita. Tak jest na całym świecie - mówi dr Barbara Pabjan, socjolożka z Uniwersytetu Wrocławskiego

Roman Pawłowski: Z pani badań wynika, że Polacy nie słuchają Chopina i niewiele wiedzą na jego temat. Czy to panią zaskoczyło?

Barbara Pabjan: Chopinem, podobnie jak całą muzyką poważną, interesuje się mniejszość, którą z definicja stanowi elita. Tak jest na całym świecie. Chociaż niektórzy opierając się na indywidualnym, osobistym doświadczeniu mogą mieć złudzenie, że jest inaczej. Gdy prezentowałam wyniki na konferencji poświęconej Chopinowi, niektórzy uczestnicy oburzali się, bo "filharmonie są przecież pełne".

Z czego wynika nikłe zainteresowanie muzyką?

- Jest przejawem braku zainteresowania masowej publiczności dla sztuki w ogóle. Nasze badania wykazały, że osób aktywnie słuchających jazzu czy heavymetalu jest w Polsce jeszcze mniej niż odbiorców muzyki poważnej. Większość badanych nie interesuje się głębiej muzyką, czyli nie wykonuje takich czynności jak czytanie o muzyce, kupowanie płyt, regularne słuchanie muzyki czy to z płyt, czy na koncertach. Dlaczego? Bo głębokie zainteresowanie jakimś gatunkiem muzyki wymaga wysiłku intelektualnego, czasu, środków finansowych i zaangażowania emocjonalnego. Skoncentrowani na pracy i rodzinie, mamy na to mało czasu.

Kiedyś gust muzyczny był zróżnicowany klasowo, elity: arystokracja, burżuazja, inteligencja słuchały innej muzyki niż klasy niższe. Dzisiaj różnice zacierają się, kultura masowa niweluje ekskluzywność różnych grup społecznych. Wszyscy słuchają podobnej muzyki, co powoduje, że nie ma wyraźnej warstwy społecznej, która kultywowałaby i przekazywałaby pewien wzorzec słuchania. Paradoksalnie, większa wolność wyboru w sztuce jest przyczyną zanikania elitarnego odbioru, a nawet snobizmu.

Z drugiej strony nigdy wcześniej muzyka nie była tak łatwo dostępna, jak dzisiaj. W ciągu godziny można zgromadzić na twardym dysku cały dorobek Chopina.

- Owszem, muzyka jest powszechnie dostępna i obecna wszędzie, ale paradoksalnie powoduje to stępienie wrażliwości odbioru. Ludzie są przeświadczeni, że słuchają muzyki, a tylko ją słyszą. Podczas badania pytaliśmy jak często ludzie słuchają muzyki i nic innego nie robią, lub słuchają muzyki podczas innych zajęć. Okazało się, że trzy razy częściej słuchając muzyki wykonujemy jakąś inną czynność. Żyjemy w społeczeństwie, w którym muzyka służy do czegoś. Jest tłem w domu, sklepie, samochodzie, pracy. Przestajemy koncentrować się na jej słuchaniu. Kiedyś jedyną okazją do słuchania muzyki był koncert, w związku z czym cieszyła się ona większym szacunkiem, bo była zjawiskiem rzadszym. Dzisiaj wystarczy włączyć radio i zawsze możemy ją mieć, więc ją lekceważymy.

Co wiemy o Chopinie?

- Zdecydowana większość wie, że był polskim kompozytorem, komponował na fortepian, żył w XIX w., ale popularność Chopina w Polsce nie wynika z docenienia jego dzieł, ale z tego, że należy on do panteonu wielkich Polaków, którym lubimy się chwalić. Poza tym Chopin stał się ikoną kultury masowej, jego podobizna jest na opakowaniu czekoladek, wódki, znaczkach. Kiedy zadawaliśmy badanym pytania mierzące głębszą znajomość tej postaci wyniki wypadały gorzej: tylko 6 proc. Polaków kojarzy muzykę Chopina ze stylem romantycznym. Blisko 90 proc. badanych nie znało roku jego urodzin, ani śmierci.

Podczas testu odtwarzała pani fragmenty kompozycji Chopina i innych kompozytorów: Mendelssohna, Bacha i Beethovena. Jak wiele osób rozpoznało muzykę Chopina?

- Mniej niż jedna trzecia. A odtwarzaliśmy bardzo znane rzeczy: Poloneza As-dur i Etiudę c-moll. Tylko 3 proc. osób znało ich tytuły. Kilka skojarzyło Polonez As-dur ze szlagierem Joanny Rawik z lat 70. "Kocham świat". W drugiej części badań robiliśmy wywiady jakościowe z ludźmi, którzy zawodowo zajmują się muzyką, studentami kierunków muzycznych i muzykami. I okazało się, że w tej grupie Chopin także nie jest szczególnie lubianym kompozytorem.

Jak to wytłumaczyć?

- Dużą rolę odgrywają tu narzucone schematy percepcji Chopina. W naszej kulturze dominuje podejście symboliczno-emocjonalne do jego muzyki, z którego nie wynika głębsza znajomość i obecność tej postaci w codziennym życiu kulturalnym. Chopin to nasz największy narodowy kompozytor, w związku z tym istnieje społeczny przymus podziwiania Chopina, który niestety utrudnia spontaniczne zainteresowanie jego twórczością, w szczególności zniechęca słuchaczy wyrobionych muzycznie.

Tak jak u Gombrowicza: "Słowacki wielkim poetą był"?

- To widać w przypadku różnych wybitnych osobowości: artystów, sportowców, Papieża. Są przedmiotem naszej dumy, symbolami, ikonami, ale zainteresowanie wokół nich nie przekłada się na wzory zachowań. Szacunek wobec Papieża nie przekłada się na znajomość jego dzieł. Podobnie jest z Chopinem.

Ale jak inaczej traktować Chopina, skoro jest jedynym znanym na świecie polskim kompozytorem?

- Polacy mają tendencję do przypominania wszystkim, że Chopin był Polakiem, a Maria Curie-Skłodowska była Polką. Tylko czy musimy wszystkich naszych wybitnych używać do leczenia kompleksów? Gdyby muzyka Chopina odbierana była bez tego ideologicznego bagażu, mogłaby stać się przeżyciem, jak muzyka Bacha.

Czy obchody Roku Chopinowskiego mają szansę wywołać głębsze zainteresowanie twórczością kompozytora?

- Takie ceremonie zazwyczaj nie wywołują głębszej zmiany w świadomości społecznej. Audycje w radiu, wystawy czy koncerty też tego nie zmienią, bo adresowane są do osób aktywnie szukających kontaktu z muzyką. Jeżeli chcemy, aby więcej Polaków słuchało Chopina, musielibyśmy podjąć inne działania, przede wszystkim w sferze edukacji. Szkoła mogłaby odegrać tu dużą rolę, ale z naszych badań wynika, że na razie ma niewielki wpływ na kształtowanie gustu i wrażliwości muzycznej. Mniej niż jedna trzecia badanych przyznaje, że szkoła wzbudziła w nich zainteresowanie muzyką.

Niedawno po kilku latach przerwy przywrócono lekcje muzyki do programu szkoły podstawowej i gimnazjum. Może to coś zmieni?

- Nie wystarczy przywrócić lekcje muzyki, musiałaby się ogóle zmienić filozofia uczenia o sztuce. Jeśli nauczyciele będą tak jak dawniej koncentrować się na uczeniu dat, może to przynieść przeciwny skutek. Szkoła ma sprawić, by po uczeń był autentycznie zainteresowany muzyką, niekoniecznie poważną. Szukał muzyki, która mu się podoba i słuchał jej świadomie.

Roman Pawłowski


Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - www.wyborcza.pl © Agora SA

17 lutego 2010

Książki...

Przedruk z Gazety Wyborczej plus wybrany komentarz.


Aaaaby książkę niedrogo sprzedam

Agnieszka Wolny-Hamkało 2010-02-16, ostatnia aktualizacja 2010-02-15 18:52:53.0

Pisarz to w Polsce figura wciąż romantyczna, ale dla rynku dzieła pisarzy niczym niemal nie różnią się od jogurtu. Wymagają marketingu - ładnych opakowań i dobrych pomysłów. Co tu można wymyślić?



Przygotowanie strony WWW dla nowości to już standard. Tytuły strategicznie ważne mają swoje, na bieżąco aktualizowane strony. Szata graficzna nawiązuje do layoutu książki, zwykle oprócz krótkiej biografii autora i fragmentów powieści są tam zdjęcia z promocji (czasem atrakcyjne towarzysko).



Angielski z Paddingtonem

Najlepsze są te poświęcone książkom dla dzieci, gdzie można przy okazji pouczyć się języka (jak na paddington.com.pl), poukładać puzzle, pograć i pobuszować wśród atrakcyjnych zakładek.

Kolejnym sposobem jest prowadzony przez pisarza (często z pomocą wydawnictwa) blog. Czasem gromadzący wokół siebie sporą społeczność, jak blog Łukasza Orbitowskiego (wydaje wkrótce nowe opowiadania grozy), czasem - to rodzaj informatora, gdzie mechanicznie wrzuca się newsy dotyczące spotkań, relacje z tras promocyjnych, zdjęcia, recenzje, wywiady.

Więcej możliwości daje YouTube, w który wrzuca się krótkie filmiki - powiązane z treścią książki (także formalnie), czasem obliczone na efekt szoku, czasem po prostu informacyjne. Ale bywa też ciekawie: w promującego swoją "Margot" Michała Witkowskiego wjeżdża tir, co jest nawiązaniem do treści książki. W filmie towarzyszącym premierze "Cudownej kariery Magdy M." Magdaleny Miecznickiej - autorka w kwiecistej sukni i z parasolką przechadzała się po ogrodach.

Strony książek i pisarzy, profile na Facebooku, blogi i filmy to już dzisiaj pakiet obowiązkowy. Dlatego spece od marketingu starają się wymyślić rozwiązania niestandardowe, najlepiej wpisane jakoś w działalność pisarza. Tak było w przypadku Sylwii Chutnik: w ramach promocji "Kieszonkowego atlasu kobiet" nagrała z Martą Dzido film, w którym - jako przewodniczka po Warszawie - pokazywała miejsca związane z książką i warszawską Ochotą. Podobnie będzie z nową powieścią Chutnik "Dzidzią" - kilka dni temu powstał materiał filmowy dostępny na YouTube i Facebooku.



Wysyłka kreatywna

Jak znoszą to sami pisarze? - Nie lubię, jak mi robią zdjęcia - mówi Chutnik. - To trwa, smarują ci twarz fluidem, od którego swędzi skóra. Lubię to, co robię, a działam społecznie i oprowadzam wycieczki po Warszawie. Natomiast sztuczne afery, dziwne happeningi i wszystko to, co się specom od PR wydaje fajne - jest niefajne.

Czasem pisarz decyduje się na happening luźno związany z książką. Michał Witkowski sprzedawał mandarynki, a dziennikarze dostali różowe torebki, w nich książkę, płytę z materiałami (film, wywiad z autorem, fragment audiobooka), mandarynkę i koszulkę z nadrukiem "Margot". - Dziennikarze otrzymują mnóstwo egzemplarzy recenzenckich - mówi Dorota Nowak z wydawnictwa Świat Książki. - Nam zależy, by nasze tytuły zostały od razu dostrzeżone. Stąd tzw. kreatywna wysyłka.

Na czym to dokładnie polega, wyjaśnia przykład "Oka Księżyca" autorstwa Anonima. Wydawnictwo zaplanowało dwa etapy promocji. - Najpierw wysłaliśmy teczkę z aktami sprawy założonej w związku z morderstwem pewnej kobiety, jednej z postaci w powieści - mówi Nowak. - Był tam protokół policyjny, zdjęcia ciała, raport koronera, a nawet wisiorek z "klejnotem" Oko Księżyca, list gończy, reprint lokalnej gazety - wszystko w oparciu o treść powieści. Potem dziennikarze dostali książkę zapakowaną w folię z napisem: "Zakazane dla osób, które nie lubią czarnego humoru i nie ukończyły 18 lat" - oraz płytę, która zawierała: film promocyjny, okładki, zdjęcia z miejsca zbrodni oraz list z informacją o profilu "Oka Księżyca" na Facebooku i o konkursie.

Inaczej wyglądają promocje kierowane do czytelników. - W księgarniach tytuł ma się wyróżniać, więc stosujemy "stand" naturalnej wielkości z wizerunkiem znanego autora (Pilch, Lis), stolik z książkami ogrodzony taśmą policyjną, koszyk z jabłkami, kufer z książkami, japońskie lampiony, hostessy przebrane za postacie z książek. Wykorzystujemy też witryny: w Empiku specjalna dekoracja na walentynki czy "retrowitryna" w Krakowie. Są też plakaty na ulicach i w autobusach, sieciowe konkursy i oczywiście tournée autorów.



Zupa w księgarni

Edyta Woźnica z W.A.B.: - Część kwoty ze sprzedaży kryminałów dla dzieci (seria z kotem) przekazujemy na schronisko dla kotów. Kiedy opublikowaliśmy "Zupę z granatów" - podaliśmy podczas promocji zupę z przepisu, który znajdował się w powieści. Jako pierwsi w Polsce wydaliśmy książkę, która z serialu przeniknęła do rzeczywistości. To "Kaktus w sercu" - powieść pisana w serialu TVN przez jedną z bohaterek. Podpisana była nazwiskiem serialowej autorki, nazwiska prawdziwych autorów zostały ujawnione chwilę po premierze. Spodobało się.

- Ciekawe pomysły pojawiają się, kiedy budżety są niskie - mówi Iwona Haberny z Wydawnictwa Literackiego. Książki określa jako trudny produkt: tani, a elitarny. - Kilka niezłych pomysłów udało się zrealizować przy kampanii "Wrońca", powieści Jacka Dukaja o stanie wojennym. Powstała nie tylko gra tematyczna i film. - Kazik Staszewski nagrał piosenkę, Jan Peszek przeczytał tekst (audiobook w księgarniach), w jednej z krakowskich szkół odbył się happening. I książka od jesieni utrzymuje się na wysokim miejscu w rankingach sprzedaży. Przy okazji wznowień "Ani z Zielonego Wzgórza" pojawił się ogólnopolski konkurs dla dzieci na najpiękniejszy list do Ani czy wystawa prac dzieci w Bibliotece Jagiellońskiej, ale także warsztaty dla nauczycieli.



W komplecie z kondomem

Do wydanej przez Krytykę Polityczną powieści Jasia Kapeli "Stosunek seksualny nie istnieje" dodano prezerwatywę. Kapela: - Rzuciłem to trochę żartobliwie w mailu do wydawnictwa. Okazało się, że Unimiliowi pomysł też się spodobał. Zdarzały się nawet kradzieże, bo niektórzy bardziej potrzebowali kondomu niż literatury.

W kontekście tytułu gadżet rzeczywiście wydaje się surrealistycznym żartem. Pytanie, ilu czytelników kupi taki żart.

- W kraju, w którym oszczędza się pieniądze na zakup książek do bibliotek, a gazety codzienne nie mają dodatków o książkach, nie może dziwić determinacja wydawców i coraz częściej autorów, by dotrzeć do czytelnika - mówi Beata Stasińska, szefowa W.A.B. - Pojawia się jednak pytanie o stosunek pisarz - czytelnik - czy jest jeszcze między nimi jakiś szacunek, czy też maszyneria marketingowa wpuściła weń wirus fałszu? Pisarz udaje, że traktuje czytelnika równie poważnie jak jego portfel, dla niego pisze i chce być rozumiany, a czytelnik udaje, że nie widzi kolorowych opakowań książki, tylko jej treść. To cienka linia.



Futuryści nie do pobicia

Stanisław Bereś, literaturoznawca: - Od czasu happeningu malarza Jerzego Beresia, który rozebrał się w galerii do rosołu, a następnie pomalował sobie przyrodzenie na niebiesko i czerwono, wszystkie autopromocyjne wyczyny pisarzy - rzekomo kontrowersyjne - wydają mi się kunktatorskie i nudne. Nie do pobicia są dadaiści, futuryści i surrealiści. Na poezokoncertach Brunona Jasieńskiego i s-ki w latach 20. lżono liczną publiczność i odwrotnie, tańczono na golasa na mrozie, podpalano na sobie odzież, wpuszczano między widzów węże i małpy, wydawano tzw. odgłosy tylne, akompaniowano recytacjom kwikiem świń, policzkowano się wzajemnie i bito z publicznością na krzesła - mówi. - Jeśli dziś pisarz przekroczy granicę dobrego smaku, widzowie odwrócą się na pięcie, a co gorzej - rozgłoszą, że autor jest niespełna rozumu, co w jednych środowiskach nakręci sprzedaż, w innych zaś ją utrąci. Oczywiście są autorzy olimpijczycy, jak np. Myśliwski, którzy nie biorą udziału w walce o czytelnika, uważając, że prawdziwe dzieła nie potrzebują klaki. Szanuję to i podziwiam. Ale też nie sprawiają mi przykrości akcje marketingowe autorów. Jeśli pełny strip zrobi w ramach promocji jakaś śliczna pisarka... To naprawdę czasem działa.

Polacy książki szanują jako nośnik tradycji, a jednocześnie - obchodzą z daleka (czyta niespełna połowa). Pisarz w Polsce ma niejasny status - jak książka. Trochę jest jeszcze wieszczem, ma Ważną Rolę Społeczną, a trochę uprawia proceder wstydliwy, bywa brany za nieudacznika. Z tym że ostatnio w telewizyjnej kampanii pewnego browaru pojawiają się znani artyści: ekscentryczny aktor, niebanalny muzyk. Ale pisarz? Jednak ciągać pisarza po reklamach - jakoś u nas wciąż nie wypada.

Agnieszka Wolny-Hamkało
Autor: mamula66 17.02.10, 19:39
Ja, w Empiku, w Warszawie. W dziale "informacja" cudnej pieknosci
panienka. Pytam panienki: "Czy jest Trylogia Sienkiewicza?".
Panienka stuka w komputer. "Czy jest Pan pewien ze tytul jest
prawidlowy? Takiej ksiazki W OGOLE NIE MA, prosze pana"

W ogole nie ma w ksiegarniach polskiej klasyki, nie tylko tej sprzed
100 lat, ale tej sprzed 50. Za komunty tez pisano wartosciowe
ksiazki. Nie do nabycia jest Sienkiewicz, Slowacki, Fredro, Prus,
Reymont, Orzeszkowa, Mickiewicz. Nie mowiac o Glowackim czy
Wankowiczu. Skarby narodowej kultury sa w antykwariatach i
smietnikach. Polakom wystarczy gazeta "Fakt". Nie dziwota wiec ze
status pisarza jest taki sobie. Chybaze to "pisarz obiecujacy" bo co
drujke slowo to "pier...c"

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - www.wyborcza.pl © Agora SA