24 listopada 2010

El Secreto De Sus Ojos

W radiowej 2 we wtorek 23 listopada 2010 o 18:00 był ja zawsze Sezon na DwójkęAudycja dotyczyła argentyńskiego filmu Sekret jej oczu – prowadził rewelacyjny Michał Montowski, a gośćmi byli: Bożena Janicka (krytyk filmowy) i dr Francisco Rodriguez (latynoamerykanista). Nie znam historii Argentyny poza hasłami jak Peron i Evita, ale doczytuję. To co mnie pociąga do zobaczenia Sekretu..., to wspomniana w radiu kwestia sprawiedliwości, jej pragnienie po latach wobec krzywd historii. W naszej Europie - zwłaszcza im bardziej na wschód - doświadczenie twardości losu i bolesnej pamięci są znane. Tu odwołuję się do poprzedniego wpisu o chińskiej niewoli. Słowo bezsilność również pojawiło się w ustach pani Janickiej. Nie umiem powiedzieć, co robić. Kiedyś bym wiedział, lecz teraz wiem, że nie wiem. Nie szpanuję Sokratesem. Stwierdzam prawdę. Rady tu nie pasują. Każdy kto chce odnaleźć ścieżkę (bo to raczej nie autostrada) wewnętrznej wolności musi sam ruszyć się, odezwać albo zamilknąć. Nie mam pojęcia z kim rozmawiać i u kogo szukać słów przebaczenia, pojednania. Modlitwa nie wystarczy. Mam wrażenie, że trzeba mądrości i i osobistego zaangażowania. Oraz takich filmów...

23 listopada 2010

Bezsilność

Wczoraj widziałem film dokumentalny USA Tank Man - sam przeciw czołgom (11:00 Viasat History poniedziałek, 22 listopada 201) z 2006 roku. Chiny to dla mnie pociągająca zagadka. Od języka począwszy na gospodarce kończąc a po drodze Tybet, stara kultura, herbata... Jednak ów kraj pozostaje w smutnej pamięci przez ideologię, która tam nadal panuje. A może mnie się tylko zdaje że bez pełnej swobody (nazwijmy to nieśmiało wolnością) obywatelskiej nie da się szczęśliwie żyć? Widok udających studentów z Uniwersytetu, który de facto rozpoczął demonstracje na placu w Pekinie - że nie poznają zdjęcia, że to chyba parada wojskowa, może ciekawy fotomontaż (choć po cichu jeden mówi: "rok 89", co WSZYSTKO wyjaśnia!)... doprowadza mnie do szału bezsilności. Ok. Spytałem kolegi w pracy o to zdjęcie - nie poznaje. Nie był na studiach. Ale to nie tłumaczy. Kilka tys. zabitych na Placu Niebiańskiego Spokoju nie daje mi spokoju.

12 listopada 2010

Odpoczywaj Henryku

Z żalem usłyszałem w radiowej Dwójce, że odszedł Henryk Mikołaj Górecki... Wielka strata nie tylko dla rozwoju muzyki. Przecież miesiąc temu byłem na XV FESTIWAL KOMPOZYTORÓW POLSKICH
POD PATRONATEM HENRYKA MIKOŁAJA GÓRECKIEGO W BIELSKU-BIAŁEJ (7-9 PAŹDZIERNIKA 2010). Tam podczas koncertu finałowego przeżyłem (bo tak trzeba napisać) Jego "TRZY TAŃCE NA ORKIESTRĘ SYMFONICZNĄ"... - ale o tym więcej później. Teraz przy dźwiękach Kronos Quartetu kreślę te słowa i wypominam sobie spóźnione uczucia do tzw. muzyki współczesnej. A poniżej artykuł z Wyborczej...



Henryk Mikołaj Górecki nie żyje

...
Jacek Hawryluk Łukasz Kałębasiak 2010-11-12, ostatnia aktualizacja 2010-11-12 18:26:37.0
Wybitny kompozytor zmarł dziś po ciężkiej chorobie w szpitalu w Katowicach. Miał 77 lat. Choć jego utwory znał cały świat, mawiał: "Nim umrę, chciałbym się dowiedzieć, co to jest muzyka"
Nawet tak świetni kompozytorzy jak Krzysztof Penderecki i Wojciech Kilar nie osiągnęli równie spektakularnego sukcesu jak on. Świadczy o tym choćby płyta z nagraniem III Symfonii, która sprzedała się na świecie w grubo ponadmilionowym nakładzie - to największy komercyjny sukces polskiej muzyki współczesnej. Prawykonanie III Symfonii "Symfonii pieśni żałosnych" - napisanej na zamówienie rozgłośni Suedwestfunk w Baden-Baden - odbyło się w 1977 r. w Royan. Polska premiera - tego samego roku na Warszawskiej Jesieni. Utwór wzbudził wtedy kontrowersje. Jedni widzieli w nim arcydzieło, inni - trzy akordy na krzyż i nudę.

Świat odkrył "Trzecią" po latach, wraz z nagraniem Dawn Upshaw (sopran), London Sinfonietty i Davida Zinmana. Płyta firmy Nonesuch ukazała się 1992 r. w Ameryce i Wlk. Brytanii. Anglosasi zwariowali na jej punkcie: codziennie kupowało ją tysiąc osób. Za wylansowanie symfonii odpowiada angielska stacja komercyjna z muzyką poważną Classic FM. Poruszeni kontemplacyjną muzyką byli wszyscy, z kierowcami tirów włącznie. "To Goreki!" - odpowiadali bez namysłu, słysząc "Trzecią" w radiu. Płyta wylądowała na czele listy przebojów muzyki poważnej, ale doskonale radziła sobie też w rankingach popowych - w Top 200 "Billboardu" wyprzedziła Nirvanę i Stinga. Górecki stał się ikoną kultury masowej. Na liście geniuszy muzycznych sporządzonej przez brytyjski dziennik "The Telegraph" wyprzedził m.in. Leonarda Cohena i Davida Bowiego. Na 32. miejscu wspólnie z nim uplasował się Prince. - Papier wszystko wytrzyma. Ja mam swój ranking dwudziestowieczny, jeżeli bym się w nim umieścił, to na trzecim miejscu - komentował żartobliwie kompozytor.

W latach 1955-60 studiował kompozycję u Bolesława Szabelskiego w Akademii Muzycznej w Katowicach, której w latach 70. został rektorem.

Wczesna twórczość, na przełomie lat 50. i 60., to awangarda. Później - redukcja, upraszczanie brzmień i wreszcie całkowity zwrot ku przeszłości, dużym formom i tekstom religijnym (od kompozycji "Ad Mater" z 1971 r.). Góreckiego nie daje się jednak łatwo klasyfikować. On sam tego nie ułatwiał: "Nie zmieniałem ubrania rewolucjonisty na habit franciszkański, ja nigdy nie miałem ani ubrania rewolucjonisty, ani habitu" - mówił. Dzisiaj chętnie porównuje się jego twórczość - choć to mylny trop - z amerykańskimi minimalistami, zestawia z Estończykiem Arvo Partem, Gruzinem Giją Kanczelim, Anglikiem Johnem Tavenerem. "Ja zawsze byłem wolny, robiłem, co chciałem, i czerpałem, skąd chciałem" - mówił na początku lat 90.

Utwory Góreckiego naszpikowane są niby prostymi, traktowanymi repetycyjnie układami harmonicznymi i obsesyjnie powracającymi rytmami. Ile w nich jednak logiki i czystego piękna! Choć późny Górecki - ten od "Salve Sidus Polonorum" i "Lobgesang" - już nie był tak wyrazisty. Powiada się o jego muzyce: holy minimalizm, New Age, nowa duchowość. Jednak Górecki wierzył przede wszystkim wielkim klasykom. Uczył się u Mozarta, Schuberta, Beethovena, Szymanowskiego, Chopina. Przywoływał Messiaena i Ivesa. Lubił szorstkość i naturalność muzyki ludowej (jaki byłby bez Podhala i ukochanego Chochołowa?).

Co ważne, euforia związana z III Symfonią nie przesłoniła Europie całego Góreckiego. Jego muzyka trafiła do światowego obiegu koncertowego, jest wykonywana, nagrywana. Gdy festiwal Warszawska Jesień otworzył w 2003 - roku 70. urodzin kompozytora - utwór "Canticum graduum" z 1969 r., zabrzmiał on tak, jakby został napisany dzisiaj.

Komponował dla słynnego Kronos Quartet. - Kiedyś umówiliśmy się na 15 kwartetów. Marzy mi się, by z nimi gdzieś wyjechać na dwa tygodnie, zamknąć się, popracować, zagrać w kwintecie - opowiadał na wspólnej próbie z "fajnymi chłopakami z Kalifornii", jak nazywał "Kronosów". Amerykanie gościli m.in. na Festiwalu Kompozytorów Polskich w Bielsku-Białej w 2005 r., gdzie prawykonali III Kwartet. Dwa lata później przyjechali do Katowic, by na Ars Cameralis zagrać wszystkie kwartety Góreckiego. - Chcieliśmy przywieźć te utwory tutaj, gdzie powstały, do domu - mówił David Harrington, skrzypek i założyciel Kronos Quartet.

Górecki był Ślązakiem, urodził się w 1933 r. w Czernicy koło Rybnika. - Nikt sobie czasu i miejsca urodzenia nie wybiera. Otrzymany czas musisz godnie przeżyć, a miejsce szanować i być za nie odpowiedzialny - mówił.

Muzyczny talent przekazał kolejnym pokoleniom - córka Góreckiego Anna jest pianistką, zaś jej brat Mikołaj kompozytorem. Wnuki grają na skrzypcach.

Zadebiutował jako kompozytor jeszcze w czasach studenckich - 27 lutego 1958 r. wykonano pięć jego utworów. W tym samym roku podczas III edycji Warszawskiej Jesieni zabrzmiało jego "Epitafium" op. 12 na chór i zespół instrumentalny. W 1967 r. "Refrenem" op. 21 na orkiestrę zdobył III miejsce na Międzynarodowej Trybunie Kompozytorów UNESCO w Paryżu. Był laureatem m.in. Orderu św. Grzegorza Wielkiego, najwyższego odznaczenia papieskiego, jakie może otrzymać osoba świecka. W październiku otrzymał najwyższe polskie odznaczenie - Order Orła Białego. Odebrał go w klinice kardiologicznej w Katowicach-Ochojcu, gdzie leczył się od września.

W 70. urodziny otrzymał tytuł doktora honoris causa katowickiej AM (którą sam ukończył i gdzie uczył studentów czytania partytur, kompozycji i instrumentacji), wcześniej uhonorowały go już m.in. uniwersytety Warszawski i Jagielloński, a także uczelnie amerykańskie i kanadyjska. On sam nie lubił jubileuszy i celebry. - Jak zobaczę 20 potężnych bukietów kwiatów, to widzę, ile byłoby za to bochenków chleba czy strzykawek. To mnie wkurza, mówiąc młodzieżowo - wyznał.

Podczas otwartej próby z Kronos Quartet w katowickiej AM, rozmawiając z publicznością, wyznał: - Nim umrę, chciałbym się dowiedzieć, co to jest muzyka. Ostatnio żyję zdaniem, jakie wypowiedział Leszek Kołakowski, że "muzyka to gość z innego świata".

Górecki w ośmiu odsłonach

Scontri - Zderzenia (1960)

Szok dla tych, dla których Górecki rozpoczął się i zakończył na III Symfonii. Wczesny, awangardowy Górecki zaplątany w serializm, zafascynowany barwą brzmienia oraz sposobami artykułowania dźwięków - kompozytor podąża ku tzw. sonoryzmowi, którego apogeum nastąpi w "Genesis". Górecki uderza z niesłychanym impetem: 136 instrumentów, w tym niemal 50 perkusyjnych. Burza dźwięków zostaje dokładnie rozplanowana. Wybuchowa orkiestra, zwłaszcza w nagraniu WOSPR-u z Krenzem (Olympia).

Muzyka staropolska (1969)

Dialog z przeszłością. Kompozytor opracowuje średniowieczne organum "Benedicamus Domino" z antyfonarza klarysek ze Starego Sącza (w partii instrumentów blaszanych) oraz głos tenorowy renesansowej pieśni "Już się zmierzcha" Wacława z Szamotuł (instrumenty smyczkowe). Nowoczesność Góreckiego zostaje podlana archaicznością. Ciągłe starcie, wymiana, dialog instrumentów dętych ze smyczkowymi, który zamienia się w porywającą syntezę. Do posłuchania z Markowskim (Olympia) bądź Nelsonem (Argo).

Amen (1975)

Nieco ponad siedem minut. Jedno słowo "amen" powtórzone szesnaście razy przez chór mieszany a cappella. Redukcja doprowadzona do skrajności. Utwór medytacyjny, przejmujący, pełen pokory. "Amen" - wraz z wcześniejszym i równie pięknym "Euntes ibant et flebant" - stanowi początek nurtu muzyki sakralnej przeznaczonej na chór a cappella. Górecki piszący na taką obsadę jest paraliżujący. Sztuka generująca skrajne emocje - skondensowany introwertyzm, który przeradza się w wulkaniczny żar (Nelson, Nonesuch).

III Symfonia „Symfonia pieśni żałosnych" (1977)

Czysta mistyka, kontemplacja, modlitwa. Symfonia składa się z trzech pieśni. Pierwsza to ścisły kanon z tematem pieśni kurpiowskiej ze zbiorów ks. Władysława Skierkowskiego, druga jest lamentacją, trzecia - opracowaniem melodii ludowej z Opolskiego ze zbiorów Adolfa Dygacza. Teksty trzech pieśni są głęboko tragiczne, wstrząsające (w cz. II tekst napisany przez dziewczynę na ścianie katowni gestapo w Zakopanem). 50-minutowy fresk o niepowtarzalnej aurze i autentycznym napięciu. Trudno nie polecać słynnej interpretacji Upshaw i Zinmana (Nonesuch), którzy elektryzują przez cały utwór. Ale także wersja Kozłowskiej i Korda jest genialna (Philips).

Koncert na klawesyn (1980)

Lawina, kaskada dźwięków. Opętańczy wyścig orkiestry smyczkowej i solisty. Z pędzącego, mechanicznego klawesynu wyciskane są siódme poty. Koncert składa się z dwóch części i kończy się tak szybko, jak się zaczyna. Napisany dla Elżbiety Chojnackiej (Adda lub Nonesuch). Kompozytor dopuszcza wersję fortepianową - najlepsza w wykonaniu jego córki Anny Góreckiej (Conifer).

I Kwartet smyczkowy „Już się zmierzcha" (1988); II Kwartet smyczkowy „Quasi una fantasia" (1991)

"To dzięki Beethovenowi mogłem napisać te kwartety" - wyznaje kompozytor. Dwa pierwsze kwartety należą do moich ulubionych utworów Góreckiego. W "Pierwszym" - szorstkim, pełnym spiętrzonych, obsesyjnie powtarzanych motywów przypominających brzmienie kapeli góralskiej - kompozytor wykorzystał cytat z pieśni "Już się zmierzcha" Wacława z Szamotuł. W "Drugim" - konstrukcji napięć i ich rozładowań - pojawia się motyw kolędy "Cicha noc". Oba utwory powstały dla Kronos Quartet (Nonesuch).

Małe Requiem dla pewnej polki (1993)

Tajemniczy tytuł, niewyjaśniony do końca. Kiedyś Górecki stwierdził, że odzwierciedla on jego smutek po rozpadzie Czechosłowacji (polka jest tam tańcem narodowym). Dlaczego jednak requiem? Muzyka balansująca na pograniczu groteski i cyrku oraz głębokiej melancholii (incypit "Dies irae"). A może kluczem jest zdanie Góreckiego: "Klown ukrywa pod szminką niewysłowiony smutek" (London Sinfonietta - Nonesuch lub Schoenberg Ensemble - Philips).

Kwartety smyczkowe (2008)

Na 75. urodziny Góreckiego EMI Music Poland przy udziale PWA opublikowała komplet jego kwartetów w niedościgłym wykonaniu Kwartetu Śląskiego. "Początek lat 80. - pisze Adrian Thomas, znawca Góreckiego i nowej polskiej muzyki - dramatyczny dla Polski, również dla Góreckiego, który miał poważne kłopoty ze zdrowiem. Sięgnął do bardziej osobistej formy muzyki kameralnej". Kwartety należą do najlepszych utworów kompozytora. "Pierwszy" (1988) - pełny spiętrzonych, obsesyjnie powtarzanych motywów przypominających brzmienie kapeli góralskiej - wykorzystuje cytat z pieśni "Już się zmierzcha" Wacława z Szamotuł. W "Drugim" (1991) - słyszymy motyw kolędy "Cicha noc". Tytuł "Trzeciego" (ukończonego w 1994 r., ale dopuszczonego do wykonania dopiero w 2005!) - "Pieśni śpiewają" - został wzięty z wersu rosyjskiego futurysty Wielimira Chlebnikowa: "Gdy umierają ludzie - pieśni śpiewają". Komplet układa się w pasjonującą opowieść - od drapieżności i eksplozji po melancholijność i introwertyzm. Dzięki znakomitej interpretacji Kwartetu Śląskiego mamy tu napięcia, kontrasty, zmagania żywiołów: jest piękno i deformacja, spokój i chropowatość, gniew i wzruszenia.

6 listopada 2010

Kochany Kisiel


Za "radą" Waldorffa zabrałem się za Stefana Kisielewskiego. Sporo znalazłem w moich bibliotekach miejskich a głównie: felietony z Tygodnika Powszechnego i Dzienniki. Obecnie jestem w trakcie felietonów z lat 1945-1971 "100 razy głową w ściany" etc. Moje małe odkrycia to żywy i ciekawy obraz polskiej powojennej i prawie socjalistycznej rzeczywistości. Kisiel pisze fantastycznie! A przecież to było 60 lat temu! Kto dziś tak pisze? Może Pilch. W tych felietonach są i te skonfiskowane przez cenzurę. Nie ma wprawdzie przypisów czy wyjasnień, ale Kisiel pisze jasno i łatwo nawet teraz szybko dojść o co chodziło - choć nie w 100 % oczywiście. Niektóre z artykułów prowadzą do łez śmiechu i także wzruszenia, inne sieją grozę, inne zadają pytania (np.: jak oni mogli tak żyć? skąd w nas było (jest?) tyle głupoty? co naprawdę się zmieniło po przeszło pół wieku? dlaczego doszło do takiego obrotu historii Polski?...), a prawie wszystkie zarażają świeżością myślenia. Jestem głupim młodzikiem, ale kiedy czytam jego felietony chcę powiedzieć: stary dobry Kisielu, co Ty gdzieś tam w idealnym świecie harmonii myślisz sobie o nas, o mnie; z kim stukasz się kielichem; kogo przeklinasz na głos - bo wiesz ludzi z taką jak ty historią życia i słowem brakuje dziś; a byłeś swojski krakosko-warszajwski zarazem światowy z krwi i kości człowiek.
Wrócę do Ciebie jeszcze...