31 grudnia 2012

Nie wierzę


Jaki piękny wiosenny dzień dziś mamy ostatniego dnia roku 2012! Historia z sankami syna powtarza się: początek sezonu śnieżnego owszem - grudzień 2012, potem długo nic (czyli rzeczona wiosna z przebłyskami zimna), jakieś przebłyski końcem stycznia i w lutym sanki do piwnicy. Oby nie! Ale ta wiosna sylwestrowa… Szkoda jej. Ale wracam do tematu, który nie zacząłem.

Chcę zdecydowanie (może nawet bardziej jeszcze – co de facto oznaczać może niezdecydowanie lub nawet wahanie czy niepewność… ale dajmy spokój) wyznać tu wszem i wobec - czyli w zasadzie sobie samemu – że:
  • nie wierzę w żadną magię końca roku,
  • nie wierzę w żadną magię świąt jakichkolwiek,
  • nie wierzę w żadną magię rocznic okrągłych lub niby-przypadkowo dziś następujących,
  • nie  wierzę w żadną magię „atmosfery” jakichś okresów szczególnych,
  • nie wierzę w żadną magię … (wpisz dowolne).
Dlaczego? To mój sprawa. Dlaczego? Mam prawo nie wierzyć. Dlaczego? Bez jaj: żadnych mi tutaj kaizenów i Toyodów nie będzie. Odpowiem: bo nie! Wiara czy niewiara to moja sprawa: prywatna, własna, osobista. Nawet ponoć w kościele mówi się credo a nie credimus, nie? Chociaż coś dopowiedzieć trzeba. Bo niby nie wierzę, ale:
  • na koniec roku sprzątałem dziś ostrzej nieco – bo mama mówiła, żeby na stary rok kurze z kątów wynieść, bo cały rok będą się walały,
  • święta miła rzecz, razem raźniej w rodzinie mimo wszystko i choinka świeci nieźle na spółkę z kolorowymi jajkami wiosną,
  • rocznice warto mieć pod ręką, miło innym będzie, gdy pamiętam, a też okazja jest żeby coś sobie przypomnieć, odświeżyć etc.,
  • brak dowodów na tę „atmosferę” a jest, czuję ją, wisi zwłaszcza między ludźmi niezależnie od przekonań,
  • ale w żadną magię nie wierzę i kropka.

Aż chce się dodać Koniec i bomba, a kto czytał…, ten niech sobie a muzom czyta cytaty Tacyta. No wiem, że nie jestem mistrzem dobrego smaku, lecz pisząc sine ira et studio te prawdziwe  pseudogłupoty liczę na prześladowania dla prestiżu, a może tylko poznaję siebie? A jednak …ten trąba!

23 grudnia 2012

Za pasem święta

Żona wysłała mnie po kolczyki "takie wkręcane" dla mojej siostrzenicy-dziewięciolatki do "tego jubilera na dole". Poszedłem więc, w sumie ochoczo, w dzikim tłumie przyszłych zakupoholików polujących nie tylko na świąteczne promocje, lecz prawie na cokolwiek jadalnego i dobrze leżącego pod choinką. Wchodzę, szukam czegoś "do 25 zł". Widzę za 65 albo wykwintne. Myślę zapytam właściciela za kasą. Naraz słyszę jego przymilny wysoki (oj chyba powinien być niski "budyniowy" - określenie K. Vargi z "Trocin") głos z wyuczonym jak zawsze szczerym uśmiechem na okrągłej buzi wobec klientek: "Życzę wesołych świąt, pozytywnie zakręconych". Ależ mnie zakręciło! Zakręciłem się na pięcie i w nogi! Byle dalej od tego sklepu! Uciekaj kto może! Poszedłem więc do znanej mi "jubilerki" ulicę dalej i kupiłem, co chciałem. Wolałbym odwlec te święta o tydzień. Nie da się, wiem. Syn chory, ja ledwo powłóczę nogami, żona wykończona w "odzieżowym po chińsku". Zamiast ukochanych pociągów widzę w rozkładzie rozkład PKP, czyli jakieś (pewnie czystsze i szybsze i komfortowniejsze:) autobusy. A firma-chlebodawca mój... aaa też w rozkładzie co słyszę w każdej telewizji. Czyli niebosko jest mi na świecie. Ale nie narzekam. Nie panikuję. Nie depresjonuję się - to znaczy - nie zapadam się w smutku. W sumie lodówka pełna, aż dziw bierze, sałatka świąteczna jest, karp świeży leży... czego i tobie kimkolwiek jesteś życzę na dłużej.

6 grudnia 2012

Nic nie wiem

Tak, Sokratejskie scio me nihil scire pasuje teraz do mojej lektury. Postanowiłem zająć się wreszcie kwestią Auschwitz. Nie chodzi nawet o miejsce zamieszkania: Oświęcim. O wiele bardziej o jakąś przeczuwalną lukę w mojej głowie. Bo niby wiem, niby rozumiem, niby potrafię to i owo opowiedzieć o tym hitlerowskim Obozie Zagłady. Choć nie znam wielu (wielu...) dat i szczegółów wydaje mi się, że poziom utrzymuję. Nie! To tylko przeczucia. Tylko gdybanie. Poziom raczej wulgarnie nieprzystający do tzw. faktów z historii, socjologii, medycyny, etyki. Nie przesadzam. To co wiem, czy raczej przeczuwam, to ogólniki gdzieś usłyszane, zbyt szybko przebiegnięte oczami, które nie szukały... człowieka z Auschwitz.


Właściwie, ze wstydem to piszę, pierwszy raz "usiadłem" poważniej nad sprawą tego Obozu. Oczywiście duże litery przez wzgląd na często bezimiennych (choć ponumerowanych rzetelnie!) ludzi, którzy tam - tu! - zginęli. Antoni Kępiński mnie powalił. "Rytm życia" - liczyłem na ogólne rozważania, a tu psychiatria. Wspaniała erudycja, głębia, ostrość spojrzenia, wielka wiara w człowieka i zarazem realizm (nie socjalistyczny) humanistyczny. Ech! Żałuję, że nie mogłem go posłuchać na uczelni. Primo Levi wpadł mi w oko wcześniej, ale musiał czekać. Wiedziałem, że jest w mojej bibliotece: szukając czegoś innego natknąłem się na starą zaczytaną cienką książkę i jest! Wiedziałem, że zniszczone pozycje są raczej świetne w odróżnieniu od starych i nienaruszonych np.: "Marksizm i procesy rozwoju społecznego". Levi pisze pokornie i prosto. To jego świadectwo poobozowe o Auschwitz przeżytym na własnej skórze. W tytule "Czy to jest człowiek" (jednak bez pytajnika) zawiera się kwestia najważniejsza. Złe słowo "kwestia" - zbyt naukowe chłodne. Chodzi mi o konkretną osobę, ale bez wskazywania palcem. Przede mną kosmos w kilkudziesięciu kilogramach, świat niewyrażony niewyrażalny.  "Cóż za monstrum jest tedy człowiek? - pisze Pascal - Cóż za osobliwość, co za potwór, co za chaos, co za zbieg sprzeczności, co za dziw! Sędzia wszechrzeczy, bezrozumny robak ziemny; skarbnik prawdy, zlew niepewności i błędu; chluba i zakała wszechświata (Myśli 859). 

Czy to jest człowiek

Wy, którzy żyjecie bezpiecznie 
W waszych ciepłych domach, 
Wy, którzy wracając wieczór 
Zastajecie ciepły posiłek i przyjazne twarze; 

Zastanówcie się, czy jest człowiekiem 
Ten, co pracuje w błocie, 
Co nie zna spokoju, 
Co walczy o połówkę chleba, 
Co umiera bez żadnego powodu. 
Zastanówcie się, czy to jest kobieta 
Bez włosów i bez nazwiska, 
Z pustką w oczach i wyschłym łonem, 
Jak zimowa żaba, 
I nie ma już siły, by pamiętać. 

Pomyślcie, że tak było: 
Przekazuję wam te słowa. 
Wyryjcie je w swoim sercu, 
Siedząc w domu, idąc ulicą, 
Kładąc się spać i wstając; 
Powtórzcie je waszym dzieciom 

Albo niech się zawali wasz dom, 
Niech was porazi choroba, 
Wasze potomstwo niech odwróci od was twarz.

(Primo Levi)

Wydaje mi się, a raczej już jestem pewien, że po zamknięciu ostatniej kartki poczuję głód, będę chciał jeszcze. Może w nieskończoność.