31 grudnia 2013

Wyprawa bobrowa

cd. wyprawa-długo-oczekiwana

Musieliśmy przystanąć w zdziwieniu patrząc na połamane gałęzie i stożkowato ścięte pnie.


Idąc tropem wzdłuż Soły trafiliśmy chyba na bobrowe żeremie.

Urzekł mnie ranny kolor rdzy nadrzecznych krzewów.  Cudowne prześwity na tle bezchmurnego nieba. Gąszcze i zdradliwe zakola rzeki. Nowe ścieżki... tylko most kolejowy zawsze w tym samym miejscu.




Kakao gorące termosie smakuje inaczej nad chłodną falą. Ale cierpliwość synowska na wyczerpaniu (a zimno też) i trzeba było szybciej koło paśnika, szybciej na Zamek.




Wiemy, że to nie koniec przygody z naszą Rzeką i hipotetycznymi bobrami, na które już ślinka mi fotograficzna cieknie. A teraz czas na Stare Miasto.  Ciastko, kawa, soczek ze świeżymi bułeczkami.

22 grudnia 2013

Wyprawa długo oczekiwana

Planowaliśmy tę ranną wyprawę od dawna. Warunki były proste: czyste niebo, nie za zimno, ochota i czas. W piątek 20. grudnia wieczorem bardzo padał śnieg, ale jeszcze miałem nadzieję i udało się. Lornetki, aparat, gorące kakao w termosie, czekolada i w drogę, bo dochodzi 7 am.


Księżyc zachodził, a po nocnej nawałnicy stawy skute lekkim na razie lodem nieruchomo czekały na słońce.  My także. 


Za Krukami niedaleko do Soły. Wschód złapał nas w środku doliny.



Jeszcze krok i przed nami chłodna spokojna rzeka, której żywot za kilkaset metrów złączy się z Wisłą. Lecz nasza ścieżka biegnie na zachód w stronę oświęcimskiego Zamku Piastów.

CDN.

18 grudnia 2013

Wnioski po turnieju bibliotecznym

No tak, wstyd przyznać, lecz moja kariera szachowa dopiero się zaczęła. Dobijam połowy (chyba?!) wieku człowieka, a tu za mną pierwszy turniej szachowy na poważnie, choć w nazwie "amatorski" i z doświadczonymi ludźmi - a piszę to BEZ obecnej tu często IRONII. Bo w sumie byłem najmłodszy. Średnia może koło 65 lat. Było super. Panowie w liczbie 11 na początku. potem zostało nas 9, gra w systemie kołowym po 2 partie każda para. Zegar? Jeśli ktoś chciał. Zająłem zaszczytne 4. miejsce z liczbą punktów 7,5 na 16. Słabo. Nie szło mi jak bym sobie tego życzył, a przegrałem kilka partii "na życzenie", jak potem usłyszałem. Wnioski:
  • trzeba znać bazę teoretyczną wielu otwarć, aby nie tracić czasu na zbyt długie myślenie w debiucie,
  • ach te podstawki - dostaję czkawki!
  • zanim dotniesz figury - pomyśl,
  • nie dać się wciągnąć w szybkie odpowiedzi,
  • panuj nad emocjami - przecież zegar tyka zawsze równo,
  • lepiej nic nie mówić podczas gry, ani wzdychać, ani "strzelać oczami",
  • przed meczem trzeba się wyspać,
  • chwila oddechu musi pojawić się po zdobyciu przewagi - nic za ciosem,
  • graj odważnie, bez kompleksów i samooceny,
  • liczy się piękna gra - nie punkty, choć ten punkt też kurdę :)...

To tylko "na gorąco" kilka uwag dla siebie, nie dla innych szachistów. 


Białe zagrały He3 licząc na wymianę. Zobaczyły Wxe6 i przegrały. Partia finałowa Kazek vs Krzych

Mój ruch - trzeba zwiać czarnym hetmanem? Zagrałem Wf5 i poszła wymiana hetmanów z korzyścią dla mnie. Potem długa końcówka i wygrałem. Trzeba trochę szczęścia w nieszczęściu.

Grałem czarnymi z najlepszym w turnieju Krzychem. Jego ruch ostatni f4. Ciekawa pozycja. Finał remisowy - dla mnie jak zwycięstwo.

Zagrałem czarnymi g5 odbierając potem skoczka, a mogło być dla mnie gorzej... Miałem grać h5.


16 grudnia 2013

Kryst-mass

Święta wkorzeniły się we mnie na amen. I mimo, że ani pasterka ani do kolejki przed konfesjonałem ani itp. mi nie grożą od lat - ze świąt nie zrezygnuję. Dla klimatu. Dla rodzinnej atmosfery, którą nie tak łatwo stworzyć po szarym dniu pracy. Dla prezentów dziecka pod choinką. Dla smaku karpia, nie smakującego tak swoiście w innym czasie. Dla zapachów i feerii światełek. Dla kontrastów czerwonego z zielonym i białego z niebieskim. Dla wreszcie wspomnień dzieciństwa, których nikomu nie sprzedam. I nie zraża mnie - przeciwnie - fakt, że nawet w arabskim świecie choinka wzbudza zainteresowanie; że kolędy śpiewa kto może, choć nie zna nut i nie rozumie słów; że to de facto HANDLOWE święta; że rżną biednego pana karpia; że ludzie teraz w sklepach jako osy dzikie rozjuszone wojennym wezwaniem, z wyjątkiem na odchodnego: "wesołych świąt!"; że tonę w zalewie słodkich aniołkowych ozdóbek jarmarcznych na każdą półeczkę, stoliczek, gałązkę, szafeczkę...

Z resztą dołączam moje fotosy, żeby o gołosłowność nie być oskarżonym.