Planowaliśmy tę ranną wyprawę od dawna. Warunki były proste: czyste niebo, nie za zimno, ochota i czas. W piątek 20. grudnia wieczorem bardzo padał śnieg, ale jeszcze miałem nadzieję i udało się. Lornetki, aparat, gorące kakao w termosie, czekolada i w drogę, bo dochodzi 7 am.
Księżyc zachodził, a po nocnej nawałnicy stawy skute lekkim na razie lodem nieruchomo czekały na słońce. My także.
Za Krukami niedaleko do Soły. Wschód złapał nas w środku doliny.
Jeszcze krok i przed nami chłodna spokojna rzeka, której żywot za kilkaset metrów złączy się z Wisłą. Lecz nasza ścieżka biegnie na zachód w stronę oświęcimskiego Zamku Piastów.
CDN.
A dlaczego aż tak rano? Ciemno, zimno, a można było jeszcze pospać. Co było celem tak wcześnie rozpoczętej wyprawy?
OdpowiedzUsuńLubię wschody słońca. Trochę po lekturze Małego Księcia wybraliśmy z synem tę porę. Kiedy w porannej szarówce "wszystko śpi, atoli..." my już na nogach i blisko przyrody. Jest zupełnie INACZEJ. A - po drugim poście niebawem - obiecuję sobie fotopolowanie na bobry solskie (tj. nad SOŁĄ). Pozdrawiam poświątecznie.
OdpowiedzUsuń