No muszę się pochwalić pierwszym "skalpem" synowskim w szerokim świecie literatury. A brzmi on tak:
|
pierwsze "łupy" (lizak już "w środku") |
Najwięcej witaminki
mają nasze dziewczynki.
Chłopcy też się starają -
marchewki, jabłka zjadają.
Uśmiechy więc mamy tęczowe.
A dlaczego? Bo zdrowe!
|
wystawka liderów literackich |
Tekst poważny w treści, niesie istotne, z rozwojowego punktu widzenia, przesłanki dietetyczne oraz etyczne. Nie stroni od aluzji do piosenki i natury nieożywionej. To swoisty popis znajomości kuchni polskiej a także realiów środowiskowych (vide słowo - przedszkoli oświęcimskich
scientia occulta - "tęczowe"). Poza tym dość precyzyjny podział na strofy i tę samą liczbę wersów z charakterystycznym rymem AA - starożytny dystych (!). Ów
epigramat okolicznościowy, powstały przy udziale tu piszącego, zasilił grono zwycięzców konkursu potocznie nazwanego "marchewkowym", a oficjalnie konkursu „Witaminkowe rymy” w naszym przedszkolu, jak już wyżej nadmieniłem. Sowita nagroda za III miejsce
(O niedoceniony!
talencie młodociany,
czekaj na swój czas,
jak białe bociany,
by nauka rymów nie poszła w las
i drzew korony.)
to znaczy misiek, lizak i dyplom oczywiście, ukoiła nasze łzy i zarazem zmobilizowała do dalszej pracy tfu-rczej na przyszłość chmurną i durną.
PS Tu muszę niezgodzić się z kwalifikacją tzw. etykiety na końcu tego pożal się boże posta, gdyż protestuję przeciw słowu "chyba" i postuluję zmianę na "arcy!".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz