29 listopada 2009

Kultura + kasa

Ograniczę się znowu do przedruku w całości dla potomności ważnego tekstu ważnego człowieka. Antoni Wit w GW:

Wysoka kultura biednych ludzi

Antoni Wit 2009-11-28, ostatnia aktualizacja 2009-11-27 20:46:39.0

Pierwszym rezultatem wprowadzenia w Polsce zasady prywatnego sponsoringu będzie nagła zapaść większości instytucji kultury - pisze Antoni Wit*

Prof. Leszek Balcerowicz w wywiadzie udzielonym Romanowi Pawłowskiemu ("Gazeta Wyborcza" z 6 listopada 2009) stwierdził: "Głównym miernikiem wartości dzieła kultury nie może być to, że ludzie nie chcą za nie zapłacić". Trudno o bardziej nonsensowną wypowiedź na temat kultury i przykro, że wyszła ona z ust człowieka uważanego - i słusznie - za bohatera naszych przemian lat 90.

Dam przykład jednej z ostatnich ważnych imprez Filharmonii Narodowej - koncert Filharmoników Berlińskich. Występ zespołu uważanego za jeden z najlepszych na świecie był sponsorowany przez Deutsche Bank i firmę Dr Oetker, a i tak koszty, jakie musiała wyłożyć nasza instytucja, były bardzo duże. Jeślibyśmy chcieli, aby sprzedane bilety pokryły nasze koszty, to cena biletu musiałaby przekroczyć 500 zł. A gdyby koncert nie był hojnie sponsorowany, cena ta byłaby co najmniej dwukrotnie wyższa.

Podobnie jest ze zdecydowaną większością koncertów, przedstawień operowych i dramatycznych, produkcją filmową czy działalnością muzeów. Publiczność filharmoniczna nie rekrutuje się z najbogatszych warstw - są to najczęściej nauczyciele, lekarze, emeryci, młodzież. Przypominam sobie tłumy chętnych, gdy kilka lat temu w okresie letnim nasza Filharmonia organizowała serię koncertów o symbolicznych cenach wstępów. Niestety, z przyczyn ekonomicznych musieliśmy tę serię zlikwidować.

Zdaniem prof. Balcerowicza: „Są dzieła wielkie, które trafiły do mas, choćby »Ziemia obiecana « Andrzeja Wajdy”. Ja znam także filmy Wajdy, które do mas przypuszczalnie nie trafią, jak chociażby „Tatarak” - arcydzieło, lecz niekoniecznie dla masowego widza. Czy należałoby na ten film nie dawać pieniędzy? Zresztą zanim powstała „Ziemia obiecana”, ktoś wyasygnował spore fundusze na jej realizację, choć nie było pewności, że film „trafi do mas”.

Krytykując finansowanie instytucji kultury przez państwo, prof. Balcerowicz wymienia patologie obecnego systemu - mają one polegać na "klientyzmie, etatyzmie i rozrzutności, a także - często - silnej roli związków zawodowych. Normą jest wydawanie przydzielonego budżetu do ostatniej złotówki. Gdyby instytucja coś zaoszczędziła, utrudniłoby to walkę o budżet w następnym roku". Takie niebezpieczeństwo istnieje. Pamiętam z pracy w Polskim Radiu, że dokonanie jakichkolwiek oszczędności groziło zmniejszeniem dotacji w roku następnym. Ale to była polityka wynikająca z nieudolności władz tej instytucji. Pracując w instytucji Ministerstwa Kultury, nie zauważyłem tego rodzaju praktyk. Nie należy skutkami niekompetencji organów założycielskich obciążać instytucje, które czynią wiele, aby szczupłe środki należycie zagospodarować.

W wielu krajach pozycja związków zawodowych jest jeszcze silniejsza niż u nas (chociażby w USA czy Niemczech), a przecież każdy zna znakomite zespoły symfoniczne i operowe działające w tych krajach. Problem polega na tym, że kompetencje związków zawodowych są tam ściśle określone. W Polsce uregulowania prawne i praktyka też powinny pójść w tym kierunku. Zanim tak się stanie, kierownictwo instytucji należy powierzać osobom mającym autorytet niezbędny do uporania się z sytuacjami, które stwarzają niejasno określone uprawnienia związków zawodowych.

Prywatny sponsoring, który w odniesieniu do orkiestr i teatrów funkcjonuje w USA, rozwijał się tam w ciągu 100-200 lat. Jeśliby podobną zasadę wprowadzić u nas, to jej pierwszym rezultatem będzie nagła zapaść większości instytucji kultury - może po 100 latach odrodzą się znowu. Tymczasem w Hiszpanii w ostatnich 30 latach powstało kilkanaście znakomitych orkiestr i kilkanaście wspaniałych sal koncertowych, jakości i wielkości których pozazdrościć może chociażby Warszawa. Czyżby to finansował prywatny sponsor?

*dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Narodowej w Warszawie. W PWSM w Krakowie studiował dyrygenturę u Henryka Czyża, kompozycję u Krzysztofa Pendereckiego. Drugie miejsce w międzynarodowym konkursie dyrygenckim Herberta von Karajana w Berlinie w 1971 roku zapoczątkowało jego karierę. W przeszłości był m.in. szefem Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji.

Antoni Wit


Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - www.wyborcza.pl © Agora SA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz