W burzowy dzień 2. maja podczas przymusowego spaceru po mojej dwudziestowiecznej starówce trafiłem na:
- łabędzia na chodniku
- wejście do Sezamu
- "wieże" lokalnego Pałacu Westminsterskiego
- wejście do Sezamu
- "wieże" lokalnego Pałacu Westminsterskiego
Wydaje mi się, że z badziewnym telefonem, służącym za aparat, stojąc na rogu ulic albo w kucki przed brudnym murem walącej się kamienicy... wyglądam jak uciekinier ze "specjalistycznego" szpitala. I właściwie: po co? Hasło "dokumentacja" i mnie nie przekonuje. Żadna sztuka! Poziom zdjęć - szkoda gadać. A jednak. Wolę wspominać te zdjęcia po latach. Oglądać je gdy już ani kamień na kamieniu po tych domach nie zostanie; choć wolałbym widzieć po remoncie. Miasto ma tajemnice, może być fascynujące jak las albo staw, plątanina ulic jak gęstwina traw, stare domy niby pomniki przyrody leśnej, zapachy, odgłosy, ciepło i ruch miasta...
Co za czasy, robi się zdjęcia telefonem i ma mu za złe słabą jakość ;-). Zdjęcia są ok, ale bardziej podobają mi się podpisy, zwłaszcza ten o "wieżach".
OdpowiedzUsuńOj ta, oj tam zaraz "ma za złe" (a czy to nie zwrot gombrowiczowski?)... Po prostu pochmurno było, a mi głupio się przyznać, że robić zdjęć nie nauczyłem się. Ale zdecydowanie wolę wieże od kominów.
OdpowiedzUsuńMoże telefon jest badziewny, ale zdjęcia robi ładne. No i treść tych zdjęć jest ciekawa. Mi się podobają.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Panie Krzysztofie. Wychowałem się pod kominem fabryki zapałek, ale summa summarum wolę wieże szachowe! Zdjęcia 2 i 3 (czyli Sezam i Pałacowe wieże) powstały w jednym miejscu - wystarczył obrót o 100 stopni.
OdpowiedzUsuń