Przed południem dziś zawędrowałem z synem nad jedną ze sztucznych kaskad Soły. Po drodze napadały nas roje jakichś czarnych muszek. Ptaki miałyby co robić. W stawach tuż pod powierzchnią grzały się ryby. Po drodze - w obszarze powodziowym Soły przed wałem - natknąłem się na znaną mi łąkę pokrytą różnymi krzakami i drzewami. Tak, niedawno była czarna i wypalona, bo najprościej wzniecić ogień. Widać jeszcze osmalone pnie, sczerniały grunt, zwęglone patyki. Pseudogospodarka nieużytkami! Ale natura się odradza. Tylko stary ogromny kikut poległ... Soła dziś spora, głęboka, wartka i potwornie zaśmiecona na brzegu (tych zdjęć nie mam na szczęście). Wybraliśmy czysty kamień na śniadanie. Słońce bezlitośnie grzeje. Nareszcie, pomyślałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz