Jutro już grudzień, więc czas ostatni do podsumowania listopada: syn szpitalu, żona też ciągle u lekarzy, jedno rozczarowanie astronomiczne (chodzi o dziedzinę, a nie rozmiar, chociaż...) oraz wszechogarniający chłód przedzimia. Ale najpierw nasze pierwsze polskie szpitalne halołin z obowiązkowym wycinaniem dyni.
Skończywszy Gałczyńskiego Drawicza wziąłem się za Gałczyńskiego Arno nowiutkiego jeszcze pachnącej. A tu z Galerii Książki w moim Oświęcimiu przyniosłem Wiersze Zebranie Krynickiego, atlas ptaków Sokołowskiego i Mikę Waltariego, który jednak okazał się porażką. Mało tego w czwartek byłem na spotkaniu z Andrzejem Stasiukiem, a Wschód doszedł w środę. I autograf jest!
Czekam z utęsknieniem na śnieg. Może on nieco zrekompensuje mi brak słońca.
Czekam z utęsknieniem na śnieg. Może on nieco zrekompensuje mi brak słońca.