31 maja 2009

Joseph Haydn - 200 lat po śmierci

Na początku trzeba oddać głos Mistrzowi z Roharu. Ale dlaczego od razu poważnie? Przecież Haydn to KLASYK! (cdn)

"Leonard Bernstein conducting Haydn's Symphony n.88"
(88. Symfonia G-dur: finale - allegro con spirito, z roku 1787; dyryguje Leonard Bernstein)


http://pl.wikipedia.org/wiki/Joseph_Haydn
http://pl.wikipedia.org/wiki/Leonard_Bernstein

30 maja 2009

Droga Pani Hanno!



Schwytała mnie Pani w te książki. Znów uświadamiam sobie bowiem podstawy myślenia o życiu. Czyli rzeczy najprostsze i najtrudniejsze. Wolę myśleć, niż żyć. Wolę czytać, niż działać. Czysty idealizm i ucieczka przed brutalnością codzienności. Sam już nie wiem, czy mój świat i w ogóle Wszechświat jest SPÓJNY? To się z pewnością kiedyś okaże; po śmierci? Na moich oczach domy, wieżowce z książek się rozsypują, teorie padają jak muchy, nie radząc sobie ze starymi jak świat pytaniami. A stary świat, podobnie jak mój (młody jeszcze), trwa. Przewracam kolejną kartkę. Znów czarno na białym widzę Pani wątpliwości i nie wiem co mam zrobić:

„Luty 1997, Norwood
Przyszła mieszkanka Norwood była dzieckiem bardzo samotnym. Kulała po heinemedinie, miała surowego ojca i kilka miesięcy w roku spędzała w sanatorium.
Potem była samotną dziewczynką i czytała książki. Lévi-Straussa, Husserla, Kanta i różnych innych.
Po co właściwie czytała?
Czy wierzyła, że z książek da się zbudować spójny wszechświat?

Próbuję porozmawiać o tym ze swoim mężem.
To co właściwie chcesz, żebym zrobił? Pyta mąż.”

Hanna Krall, To ty jesteś Daniel, Wydawnictwo a5, Kraków 2001, s.47 (podkr. wł.)
foto wł.

23 maja 2009

Nocny blues

Nocna zmiana bluesa może się skryć - przynajmniej w firmie, gdzie pracuję. Moja "nocka" to raczej "kobranocka". Prawie zawsze umieram, gdy pomyślę, że już 18.00 albo że za dwie godziny wyjazd. Potem długie godziny, które są jakoś dłuższe od godzin dziennych: choć to pewnie kwestia osobista, bardziej psychiczna, związana ze sposobem przeżywania czasu pracy i oczywiście kondycją. Bez snu za dnia nie ma roboty w nocy. Inaczej można w krótkim czasie dostać joba. Próbuję więc myśleć. A to rzadkość. Najczęściej prawie nikt nie ma na nic ochoty, "byle do rana". A ja staram się pobudzić (poza kawą) bladoszare komórki mózgu myśleniem, słuchaniem, zrywaną lekturą... Praca to za mało. W końcu fizyka wygrywa nad duchem i nad ranem już myślę tylko o jednym: ZASNĄĆ!

16 maja 2009

Wszędzie liczby

Zacząłem czytać „Imperium” Kapuścińskiego. Na str. 63. (Czytelnik 1993) trafiłem na taki fragment związany z Azerbejdżanem: Uczniowie tego męczennika [chodzi o w sumie szęścioimiennego al-Hurufiego], hurufici - mistycy cyfry, kabaliści i wróżbiarze - wierzyli, że początek świata sprowadza się do cyfr 28 i 32. Przy pomocy tych cyfr można objaśnić tajemnicę każdej rzeczy. W ich pojęciu Bóg wyrażał się poprzez piękno. Im bardziej piękne dzieło, tym bardziej przejawia się w nim Bóg. Było to ich kryterium wartościowania zjawisk.

Fascynująca lektura! A wyjątek o hurufitach każe mi zatrzymać się (celowo :) na liczbami i przyrodą. Ten niewątpliwy związek od dawna mnie zastanawia. W literaturze można znaleźć określenia matematyczność przyrody, liczby natury (to nawet książka Iana Stewarta), zrozumiałość (logika, rozumność...) stworzenia. Od razu się zastrzegam: nie dążę do żadnej numerologii, form religijności lub wizji przyszłości opartej o liczby. Interesuje mnie tylko sprawa filozofii i matematyki, co na pewno znajdzie odbicie w kosmologii, fizyce czy teologii. Tyle pytań! Więcej niż odpowiedzi. Zawsze chciałem jednak wiedzieć, CZY powszechna obecność liczb (czytaj też: logiki, rozumnych zasad) w przyrodzie to PRZYPADEK? A może to dowód na wielokrotnie (nieskończenie?) wyższą od nas Inteligencję stwórczą? Oto najważniejsza, niejako podsumowująca, kwesta. Nie mam odpowiedzi, bo to pewnie kwestia WIARY, czyli przyjęcia nie tylko logiki dowodów filozoficznych, lecz także prawd teologicznych (objawienia Boga, przekazu obrazu świata w Biblii itp.). Coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że trzeba wykluczyć przypadki. Może zostawię je w nauce o języku :). Słynne pytania o początek wszystkiego są we mgle. Bo właściwie o co / o kogo pytać?

Przecież mogę precyzyjnie opisać liczbami stan człowieka – temperaturę na czubku nosa i w ustach, ciśnienie tętnicze, ilość leukocytów, trombocytów, erytrocytów, wzrost i wagę, kolor skóry (to długość fali em.), nawet stan psychiczny w oparciu o testy (z szeregiem fachowych podpunktów + wydrukiem w postaci wykresu, tabeli). I co osiągnę? Liczby... suche, puste właściwie szeregi cyfr z komentarzem, którego śmiertelnicy oby nie słyszeli, panie doktorze. A to tylko człowiek. W głąb matematyczne sznury kodu genetycznego. Potem kolorowe składniki jądra atomowego, żeby liczbowo zapełnić drzewa, jeziora, osiedla homo sapiens, kontynenty Ziemi. Zwykły słonecznik nie jest zwykły. Jego ziarenka ułożone są w łukowatych rzędach, wychodzących ze środka, a liczba tych rzędów jest ściśle określona i układa się w ciąg Fibonacciego. Gdzie tam do kosmosu, bogactwa galaktyk, skomplikowanych czarnych dziur, pulsarów, komet i ciemnej materii?! 28 i 32 nie wystarczy do opisu. Lemniskata i omega, czyli nieskończoność liczb i nieskończoność słów to za mało, żeby odpowiedzieć na pytania o związki liczb i przyrody. cdn

cały tekst Imperium na: http://www.wattpad.com/82159-Ryszard-Kapuscinski-Imperium-

12 maja 2009

Marek Grechuta "Świecie nasz"



Pytać zawsze - dokąd, dokąd?
Gdzie jest prawda, ziemi sól,
Pytać zawsze - jak zagubić,
Smutek wszelki, płacz i ból

Chwytać myśli nagłe, jasne,
Szukać tam, gdzie światła biel,
W Twoich oczach dwa ogniki,
Już zwiastują, znaczą cel,

W Twoich oczach dwa ogniki,
Już zwiastują, znaczą cel.

Świecie nasz, świecie nasz,
Chcę być z Tobą w zmowie,
Z blaskiem twym, siłą twą,
Co mi dasz - odpowiedz!

Świecie nasz - daj nam,
Daj nam wreszcie zgodę,
Spokój daj - zgubę weź,
Zabierz ją, odprowadź.

Szukaj dróg gdzie jasny dźwięk,
Wśród ogni złych co budzą lęk,
Nie prowadź nas, powstrzymaj nas,
Powstrzymaj nas w pogoni...

Świecie nasz -
Daj nam wiele jasnych dni!
Świecie nasz -
Daj nam w jasnym dniu oczekiwanie!
Świecie nasz -
Daj ugasić ogień zły!
Świecie nasz -
Daj nam radość, której tak szukamy!
Świecie nasz -
Daj nam płomień, stal i dźwięk!
Świecie nasz -
Daj otworzyć wszystkie ciężkie bramy!
Świecie nasz -
Daj pokonać każdy lęk!
Świecie nasz -
Daj nam radość blasku i odmiany!
Świecie nasz -
Daj nam cień wysokich traw!
Świecie nasz -
Daj zagubić się wśród drzew poszumu!
Świecie nasz -
Daj nam ciszy czarny staw!
Świecie nasz -
Daj nam siłę krzyku, śpiewu, tłumu!
Świecie nasz -
Daj nam wiele jasnych dni!
Świecie nasz -
Daj nam w jasnym dniu oczekiwanie!
Świecie nasz -
Daj ugasić ogień zły!
Świecie nasz...

Świecie nasz, świecie nasz,
Chcę być z Tobą w zmowie,
Z blaskiem twym, siłą twą,
Co mi dasz - odpowiedz!



Korowód to drugi album Marka Grechuty, wydany przez Polskie Nagrania "Muza" w roku 1971.

Lista utworów:
1. Wiedzieć więcej (Marek Jackowski)
2. Kantata (muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, sł. Jan Zych)
3. Chodźmy (Marek Grechuta)
4. Świecie nasz (muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, sł. Marek Grechuta)
5. Nowy radosny dzień (Jan Kanty Pawluśkiewicz)
6. Dni, których nie znamy (muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, sł. Marek Grechuta)
7. Ocalić od zapomnienia (muz. Marek Grechuta, sł. Konstanty Ildefons Gałczyński)
8. Korowód (muz. M.Grechuta, sł. Leszek Aleksander Moczulski)
9. Niebieski młyn (muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, sł. Tadeusz Śliwiak)

Wykonawcy:
* Marek Grechuta (śpiew)
* Jan Kanty Pawluśkiewicz (fortepian)
* Jacek Ostaszewski (flet prosty)
* Marek Jackowski (gitara, braa)
* Eugeniusz Makówka (perkusja)
* Anna Wójtowicz (wiolonczela)
* Tadeusz Kożuch (altówka)
* Zbigniew Paleta (skrzypce)
* Orkiestra Symfoniczna Teatru Wielkiego w Warszawie

Zaproszeni muzycy:
* Marian Pawlik (gitara basowa)
* Ewa Bem (śpiew)
* Aleksander Bem (śpiew)
* Alibabki

słowa piosenki za "92marta92" w YT
płyta Korowód za Wikipedią

11 maja 2009

Radość z dawania, czyli nie o patelni



Ostatnio nasza patelnia (jedna z dwóch tym nawiasem „mówiąc”) siadła pod naporem okrutnego czasu, który nie liczy się z naszym domowym portfelem i rączka tejże patelni została mi w rączce (1), albo lepiej w mojej, przecież męskiej, owłosionej ręce czy łapie. Ale nie o tym miałem pisać, więc co prędzej piszę o darze. Właśnie o darze dla mojej kochanej żony. I nie kupiłem jej patelni. To banalne i kuchenne. Kulą w płot by było, a nie było, bo nawinęła się nie lokówka i nie suszarka i nie depilator(ka) też, ale inne małe AGD (2) na literę „p” (3). No i zapożyczywszy się ratalnie kupiłem i dałem. Potem dołożyłem jeszcze małe „co nieco” (4) i klasycznego acz miłego kwiatka. Się rozpisałem i po co? Wracam do tematu i odwracam się od samochwalstwa, zresztą nie ma się czym chwalić, bo to – mam nadzieję – chyba coś normalnego (5).
Lubię prezenty dawać i otrzymywać. Oba kierunki lubię i w mam w nich radość. To jakby radość z powodu ruchu. Nie myślę o ruchu towarowym, o obrocie pieniężno-handlowym, ale o obrocie ciał niebieskich he he he... Żarcik – przepraszam (6). Myślę o ruchu wewnątrz. Gdy coś daję (albo biorę) coś we mnie się porusza. To chyba radość z daru. Atmosfera daru jest w ogóle tajemnicza. Najlepiej odwołać się do wspomnień z dzieciństwa, o ile je ktoś ma. Ale jakieś wspomnienia trzeba mieć, lub je po prostu stworzyć (7). Moje wspomnienia darów są choinkowe. Piłkarzyki na sprężynach na dużej planszy... Jednak nie sam dar mnie porusza do dziś. To raczej właśnie atmosfera wokół daru: oboje rodziców krzątających się przy mnie i siostrze, radość, oczekiwanie, miły niepokój „co to będzie?” i spotkanie we czwórkę na Święta. Miód na duszę. Okazuje się (8), że dar nie jest najważniejszy. Liczy się gest, słowo, pamięć, życzliwość osoby i radość. Lepsze zarobki i lepsze jakościowo prezenty (9) nie mogą mi odebrać istoty dawania i przyjmowania z radością kochającej osoby obok.
Tu dwa skojarzenia oazowe (10) i pooazowonowoczesne. Pierwsze dotyczy hasła, które wryło mi się w pamięć (wg zamysłu wierszyka tak miało być): „Takie jest moje zadanie: dawanie, ciągłe dawanie”. Dla rzeki owszem lać się i lać w kółko to zasada. „Wszystko płynie, niepodobna wejść dwukrotnie do tej samej rzeki” mawiał Heraklit z Efezu. I miał rację, bo rzeka ciągle daję nową wodę, zmienia się nieustanne – jak wszystko wokół. Rzeka jest wzorcem dawania dla wierszyka z oazy. Ale ja się na to oburzam. Dlaczego? Bo DAWANIE to jedna strona medalu, to tylko połowa ciastka i do tego niewystarczająca. Po prostu nie można ciągle dawać. Tak postępując można się narazić na zupełne wydanie, na bankructwo nie tylko materialne, osobiste, duchowe także. Osoba, która nic już nie ma (bo dała wszystko) jest z jednej strony bogata darami-dla-innych; z drugiej strony – jest biedna jak mysz kościelna (11). Suma summarum: tak nie może być. Bez PRZYJMOWANIA nie ma dawania. Ciągłe dawanie jest złudzeniem. Pięknym nierealnym przesłaniem na użytek młodzieży, która nie zadaje głupich pytań. A zadawać je trzeba! Skąd wziąć, żeby dać? Albo: Dlaczego w ogóle i komu ile dawać? Albo: Co dawać? (12) Najkrócej mówiąc rzeka nie jest zbyt mądra. Samo dawanie nie może być istotą życia itp.
Drugie skojarzenie oazowe opiera się o cytat z lat 60. XX wieku: „Posiadać siebie w dawaniu siebie” (13). No tu już konkret z filozofią osoby w tle. Ale bez wykładów proszę tutaj... Mądre słowa. Bez zachowania siebie dar będzie niepełny. Owszem są wyjątki (poświęcenie, męczeństwo nawet). Ale kto posiada siebie? I co to znaczy?

----------------
Przypisy:
1- Nasuwa mi się cytat niejakiego Piekielnego Piotrusia (ur. 1890. Warszawa. M.in.: self-made-man.): „Kobieta jest jak patelnia, ponieważ kobietę, jak również patelnię można wziąć za rączkę” (Konstanty I. Gałczyński, „Zielona Gęś. Osiem Dni Stworzenia”)
2- To nie są chwyty na gitarę, choć owszem wyszłaby ładna piosenka kto wie
3- Słowo i rzecz dostępne u autora tekstu (tzn. sama rzecz już nie, bo poszła w darze)
4- L.mn. miała być, ale nie umiem utworzyć
5- W tym miejscu (a nie w innym notabene) nie będę rozważać pojęcia „normalności” zwłaszcza, gdy patrzę na tytuł tego bloga
6- Jeszcze raz przepraszam (he he he)
7- Nie proponuję świadomego okłamywania się, lecz wzywam do działania: sam daj coś, bądź darem, sam przyjmij z radością – wtedy będziesz mieć wspomnienia.
8- Żadne odkrycie
9- Oby takie były, ale nie tęsknię do fortun i już
10- Były czasy i były szaleństwa głupiej młodości, do których zaiste, bracie i siostro, ma prawo owa młodość, która niechby trwała in saecula ament
11- Porównanie zoologiczne celowe
12- Retoryczne pytania precz / w tym myślenia rzecz (a się mi rymło)
13- Chyba to Sobór Watykański II
foto wł. z 01-05-2009

10 maja 2009

„Byle do soboty...

...byle do wiosny, do rana, do wakacji, byle do 14:00”. Oto moje częste zaklęcia, powtarzane jak mantra słowa mające dać światło nadziei. Głównie w pracy: „jest niedobrze” albo „nie jest jak chcę, ale będzie lepiej”. Jak gdyby po sobocie, po wiośnie, od świtu, od wakacji i od 14:00 miało być inaczej. I właściwie będzie inaczej. To nie będzie teraz. A jak będzie? Stary mit ludzkości tkwiący w tych wyrażeniach karze wierzyć, że w PRZYSZŁOŚCI będzie (albo: oby było!) LEPIEJ niż TERAZ. To jednak tanie życzenia, samooszustwo dla lepszego nastroju. Myślenie pesymistyczne, że „jutro będzie gorzej” ma zdecydowanie mniej zwolenników – wolę się oszukiwać, czyli żyć w stanie słabej nadziei na plus, niż odbierać sobie chęć do życia w ogóle. Pesymizm, zwany tez realizmem nie wnosi tu, na pierwszy rzut oka, żadnej wartości dodanej. Wprost przeciwnie – raczej chyba ją odbiera. I jest kojarzony z zaprzeczaniem dobra i wieszczeniem zła, smutku. To mylne: głębsza analiza samooszustwa „byle do...” i pesymizmu realistycznego musi doprowadzić do innych wniosków. Postawa na minus karze bowiem szukać (a nie oszukać!) prawdziwych podstaw nadziei. Na bok tanie pociechy! Karze oczyszczać błędne motywacje, zwykłą głupotę i sloganowe hasła bez pokrycia. Ten pozorny negatywizm jest głębszy. Jest bardziej wymagający. Nie na już.

9 maja 2009

Uważaj...

Chyba najbardziej mnie zastanawia ten wielokropek. Na co mam uważać wiem aż za dobrze. Kilka sekund sprzeczki, parę zdań i gestów i... właśnie ten wielokropek. Pustka wołająca o pełnię spotkania, o sens i pojednanie. Strasznie to niepopularne w dobie życia na fali samemu-ze-sobą i pewnie zaledwie dla-siebie. Ja wolę się posmucić, niż chodzić jak singiel. Niestety wiele spraw - i ta też - wymaga czasu. A on sobie płynie niezależnie od moich oczekiwań. Tempus fugit... Wcale nie ucieka. Czy on leczy rany? Nie wiem, ale mam nadzieję, że z moją pomocą trochę tak. Moja pustka woła o wypełnienie zwykłą miłością bez fajerwerków. Czeka na rękę kochającej...

2 maja 2009

Oszczędności zoologiczne

Szanowny Panie Redaktorze!
W ramach wszechświatowej akcji oszczędnościowej ośmielam się zaproponować wprowadzenie ograniczeń następujących:

Wielbłądy Dwugarbne
Jeden garb można z powodzeniem skasować.

Żyrafy
Skrócić szyję przynajmniej do połowy.

Słonie Na Trzech Nogach
Ta innowacja już się zaczyna tu i ówdzie przyjmować. Zdolniejsze słonie opanowują sztukę podpierania się laską, mniej zdolne siedzą w domu, nie wywołując w ten sposób zamętu.

Faramusz
Ze złośliwego ssaka zwanego faramuszem można by w ogóle zrezygnować, ponieważ po pierwsze nie jest dokładnie zbadany, a po drugie żadnego specjalnego pożytku społeczeństwu przynosić nie chce.

Zebry
Te prążkowane egzotyczne konie nie tylko że działają swoją pstrokacizną na nerwy, ale również są jaskrawym przykładem marnotrawienia barwników chemicznych, ot, byle tylko rozśmieszyć publiczność. Ujednostajnić.

Strusie
Strusie cały dzień biegają po różnych pustyniach bez większego zastanowienia. Bezsensowna strata energii. Do sprawy strusiów jeszcze powrócę.


Lista Ptaków Niepotrzebnych

Naiwne powiedzenie "ptak śpiewa" należy całkowicie do przeszłości. Ptak nie śpiewa, tylko hałasuje oraz bezkarnie zanieczyszcza wioski i miasteczka. Oto. Panie Redaktorze, lista tych ptaszków. które proponowałbym poddać redukcji: Pstroszka, cidomek, sipiórka, pyza, brajtszwanc, lewatywka, dzidziuś pospolity, kupść, stukułka, chlebotek, minóżka, bukaszka, sidorek oraz tzw. goguś bagienny.

Ryby
1. Delfiny
Delfiny pływają po morzu, wypuszczając raz po raz przez idiotyczne dziurki fontanny wody, co już niejednego kapitana statku wprowadziło w stan zagapienia, a statek naraziło na katastrofę. Jeśli natomiast chodzi o rzeźbę, Panie Redaktorze, to w rzeźbie delfin odgrywa rolę ornamentacyjną, a nam chodzi nie o ornamentykę, tylko o treść i odbijanie rzeczywistości. Z delfinami należy skończyć.
2. Ryby w galarecie
Celem umasowienia produkcji, skąd właśnie mogą wypłynąć kolosalne oszczędności, wkładamy żelatynę bezpośrednio do stawów, nie zapominając oczywista o marchewce krajanej w gwiazdki, listku bobkowym, zielu angielskim i tak smakowitych kaparach.

Dodatek w sprawie oszczędności na oświetleniu astronomicznym

Czy przypadkiem, Panie Redaktorze, nie jest za dużo gwiazd na niebie? Czy w naszych ciężkich czasach jeden księżyc by nie wystarczył?
Karakuliambro

autor: Konstanty Ildefons Gałczyński
Pierwodruk: „Przekrój” 1947, nr 98
cyt. za: http://galczynski.kulturalna.com/a-6646.html
----------
Bez komentarza w dobie tzw. kryzysu lub recesji gospodarczej na świecie. Na razie tyle.

1 maja 2009

Święto Pracy



Wróciłem rano 01-05-2009 po nocy w pracy. Niech ci blogu starczy, że PRZEŻYŁEM. To i tak króciutki tydzień, zaledwie 4 dni – a bez targów związkowych mogło być gorzej. Sobota – nadgodziny a dla niektórych może i niedziela/poniedziałek w pracy noc. A tak „świętujemy”. Co? No właśnie. Szlak harcerski mnie trafił (vel prowadził), gdy słyszałem wczoraj w Polskim Radiu słowa słuchacza: „To sztywne święto i dla nikogo. Bo dziś nie mamy tych robotników co wtedy, gdy ustanawiano Święto Pracy”. Chciałem krzyczeć do głośnika i walić „Głowopukawką” (Gałczyński) lub zabawić się w „Tłuczek” do utraty świadomości (też Gałczyński) w tego delikwenta o bladym pojęciu ROBOLI XXI wieku. Czyśmy do cholery z byka spadli na łeb? Czy nie myślimy gdy jemy, jedziemy autobusem, włączamy pralkę, słuchamy MP3 i liżemy loda – sorry maiłem pisać per ego... Przecież KTOŚ to wszystko zrobił. Samo się nie stworzyło. Ex nihilo raz podobno i szlus. Teraz sprawy Ziemi w ziemian rękach i o TE RĘCE chodzi mi. Ach! Przepraszam znowu za „roboli”. Nawet moi koledzy fizyczni się lżej lub bardziej na TO określenie oburzają. KTO to zrobił? Ludzkie ręce, zaangażowany mózg (jeszcze jest!), palce cierpliwe, zmęczone oczy kobiet na taśmach produkcyjnych, niepachnące nogi wózkarzy i kierowców siedzenia, pot pod czapkami, sińce na łokciach, kolejne wymuszane uśmiechy handlarz-dealerów, żeby poszło do klienta. Do mnie też. Robotników są miliony, legiony! Przed nimi chapeau bas!

fot. http://www.edwardburtynsky.com/ gdzie więcej (nie tylko o Chinach) i w lepszym rozmiarze