cd. wyprawa-długo-oczekiwana
Musieliśmy przystanąć w zdziwieniu patrząc na połamane gałęzie i stożkowato ścięte pnie.
Idąc tropem wzdłuż Soły trafiliśmy chyba na bobrowe żeremie.
Urzekł mnie ranny kolor rdzy nadrzecznych krzewów. Cudowne prześwity na tle bezchmurnego nieba. Gąszcze i zdradliwe zakola rzeki. Nowe ścieżki... tylko most kolejowy zawsze w tym samym miejscu.
Wiemy, że to nie koniec przygody z naszą Rzeką i hipotetycznymi bobrami, na które już ślinka mi fotograficzna cieknie. A teraz czas na Stare Miasto. Ciastko, kawa, soczek ze świeżymi bułeczkami.
Musieliśmy przystanąć w zdziwieniu patrząc na połamane gałęzie i stożkowato ścięte pnie.
Idąc tropem wzdłuż Soły trafiliśmy chyba na bobrowe żeremie.
Urzekł mnie ranny kolor rdzy nadrzecznych krzewów. Cudowne prześwity na tle bezchmurnego nieba. Gąszcze i zdradliwe zakola rzeki. Nowe ścieżki... tylko most kolejowy zawsze w tym samym miejscu.
Kakao gorące termosie smakuje inaczej nad chłodną falą. Ale cierpliwość synowska na wyczerpaniu (a zimno też) i trzeba było szybciej koło paśnika, szybciej na Zamek.