Jadę z żoną i synem kolejką górską, autobusem, pociągiem i czytam Różewicza. W latach 1959-1960 napisał wiersz Zielona róża, wiersz dwuczęściowy. Teraz wolę tę 1. część, bo jest trochę o mnie (znów o mnie! Niedziela - ja, Poniedziałek - ja...). Właśnie, jadę więc z Beskidu Śląskiego do domu. Kilka dni w lesie i człowiek zapomina o cywilizacji. Nie brak mi asfaltu, aut, anonimowości. Syn pyta mnie dlaczego wszystkim mówimy Dzień dobry albo Cześć! Hasło "zwyczaj" nawet mnie nie wystarcza. Też chciałbym zwyczajnie uśmiechać się na nizinie. Nie można. Zwyczaj niemówienia i nieuśmiechania, bo pomyślą, że gej, że chory, czyli głupi, że zakochany, czyli to samo wcześniej. Tamci beskidzcy "wujkowie" mijają nas trzeźwi, sztywni, obcy, wtopieni w tłum, czyli normalni. Nie ma "wujków". Zostali w schronisku na zawsze. Nie wiem czy wrócą. My pewnie wrócimy do Klimczoka, na polanę pod Błatnią. Kiedy? Teraz wokół nas i w nas wielkie miasta. Czekam na moment, kiedy w pęknięciach twarzy zobaczę
Zielona róża
I
"... róży kwiatek wyszyła zielono..."
Wielkie miasta
rosną
przeludnione
wyludniają się
przypływ
i odpływ
ławice ludzi
tak blisko obok
jedno przy drugim
że widać rozkład
z urywków słów
tu i tam
rozrzuconych
można sobie wyobrazić wnętrze
ale w roju
bez matki
zaczynamy żyć coraz samotniej
odległość od człowieka do
rośnie pod neonami
w przeludnionych miastach
ocierając się o siebie do krwi
żyjemy jak na wyspie
zamieszkanej przez nieliczne istoty
zostajemy z garstką najbliższych
ale i oni odchodzą
każde w swoją stronę
biorą ze sobą
odkurzacze kiepskie obrazy
kobiety dzieci
motory lodówki
pewien zasób wiadomości
popioły pseudonimy
jakieś resztki estetyki
wiary
coś w rodzaju boga
coś w rodzaju miłości
jeszcze inni
odchodzą do swoich jaskiń
z mięsem w zębach
słabsi zostają
przy barach stolikach
jeszcze słabsi
opierają się na cieniach słów
ale te słowa są tak przejrzyste
że widać przez nie śmierć
nic
odchodzimy
ociągając się zamknięci
i nikt nie przyznaje się że odchodzi
lepiej nie robić zamieszania
więc wszyscy żyją wiecznie
pamiętajcie
byliśmy otwarci
w czasach największego ucisku
cudze cierpienie i cudza radość
łatwo przenikały do naszego wnętrza
wasze życie biegło do mnie
ze wszystkich stron
teraz okrywają nas pancerze
tylko przez pęknięcia
w twarzach
można zobaczyć
(...)
Tadeusz Różewicz
Gdy czytam twój wpis i wiersz pod nim, przychodzi na myśl wiersz - piosenka "Bez słów" Wojtka Bellona. "...Płyną ludzie miastem szarzy, pozbawieni złudzeń marzeń, omijają wciąż główny nurt. Kryją się w swych norach krecich i śnić nawet o karecie, co lśni złotem nie potrafią już..."
OdpowiedzUsuńCytat z Małego Księcia:
OdpowiedzUsuń"Przechodząc przez pustynię, Mały Książę spotkał tylko jeden kwiat ... Kwiat o trzech płatkach, nędzny kwiat ...
- Dzień dobry - powiedział Mały Książę.
- Dzień dobry - odrzekł kwiat.
- Gdzie są ludzie? - grzecznie zapytał Mały Książę.
Kwiat widział kiedyś przechodzącą karawanę.
- Ludzie? Jak sądzę istnieje sześciu czy siedmiu ludzi. Widziałem ich przed laty. Lecz nigdy nie wiadomo, gdzie można ich odnaleźć. Wiatr nimi miota. Nie mają korzeni - to im bardzo przeszkadza.
- Do widzenia - rzekł Mały Książę.
- Do widzenia - odpowiedział kwiat."