24 grudnia 2009

Opornik świąteczny

Chyba podczas zakupów dziś rano zgubiłem cenną rzecz z portfela. Chodzi o autentyczny rezystor, czyli opornik elektryczny. Po co on? Zalazłem w Wyborczej na 4 czerwca tego roku 2009. Kiedyś był to znak reakcji na rządy komunistów. Wracam do domu z ciepłym dużym bochnem chleba i myślę: gdzież on się podział u diabła (o sorry Święta:)? A no skoro nie ma, to może by dorobić jakąś ideę dla pokrzepienia mojego serca... I mam. Pożyczyłem sobie na te Święta, żeby NIE STAWIAĆ OPORU, czyli żeby się nie stawiać.

20 grudnia 2009

Teoria ewolucji po 150 latach

Kopiuję artykuł z Polityki i polecam też ciekawą rozmowę Kręte drogi ewolucji w Klubie Ludzi Ciekawych Wszystkiego w Dwójce (tu do ściągnięcia w podcaście - jak napisać to słowo?:).

POLITYKA NAUKA
Marcin Rotkiewicz

17 grudnia 2009

Czy ewolucja człowieka się skończyła?
Zasapany Homo sapiens


Rozmowa z prof. Danielem E. Liebermanem, antropologiem, o tym, czy człowiek zatrzymał ewolucję i jaka przyszłość czeka nasz gatunek
Prof. Daniel Lieberman, antropolog z Uniwersytetu HarvardaProf. Daniel Lieberman, antropolog z Uniwersytetu Harvarda

Marcin Rotkiewicz: – Homo sapiens narodził się w Afryce ok. 200 tys. lat temu. Gdyby stanął tu któryś z pierwszych przedstawicieli naszego gatunku, jak bardzo byśmy się różnili?

Prof. Daniel E. Lieberman: – Niewiele. Mamy tylko trochę mniejsze ciała, a w związku z tym i mózgi. Kiedyś wyliczyłem, że twarze współczesnych ludzi są o 12 proc. mniejsze niż najstarszych Homo sapiens. Być może spowodowała to zmiana diety: mniej musieliśmy przeżuwać, więc większe szczęki okazały się zbyteczne.

A kiedy pojawiły się odmienne rasy?

Bardzo późno, bo jeszcze 20 tys. lat temu po prostu nie istniały – szczątki ludzkie z tamtego okresu są niezwykle do siebie podobne.

Jaki zatem typ reprezentowali pierwsi Homo sapiens?

100 czy 20 tys. lat temu wszyscy mieliśmy afrykański typ urody.

Czy świadczy to o tym, że różnice rasowe są z biologicznego punktu widzenia mało istotne?

Tak. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech naszego gatunku jest ogromne biologiczne podobieństwo wszystkich jego przedstawicieli. Załóżmy na przykład, że dziś ginie cała ludzkość oprócz populacji zamieszkującej Polskę. Okazałoby się, że w pańskim kraju zachowana została niemal cała różnorodność genetyczna ludzkości.

Jak to wytłumaczyć?

Wszyscy pochodzimy od jednej, bardzo małej ludzkiej populacji. To odróżnia nas od szympansów, u których wewnątrz jednej grupy zachowałoby się zaledwie 30 proc. genetycznej różnorodności gatunku. Ludzie są naprawdę wyjątkowi pod tym względem.

Wielu naukowców zadaje sobie pytanie: co dalej z ewolucją Homo sapiens. Jedni uważają, że ją zatrzymaliśmy, inni zaś, iż stało się coś wręcz przeciwnego: w ciągu ostatnich 10 tys. lat doszło do jej radykalnego przyspieszenia. Kto ma rację?

Ewolucja oznacza zmiany następujące w czasie. To bardzo szeroka definicja, ale chyba taka, z którą wszyscy się zgodzą. Dlatego odpowiedź na pytanie, czy dalej ewoluujemy, brzmi: zdecydowanie tak. Przecież w każdym kolejnym pokoleniu pojawiają się nowe mutacje genetyczne.

Tyle że człowiek dzięki rozwojowi cywilizacji zatrzymał działanie doboru naturalnego, ogromnie ważnego mechanizmu ewolucji, który jedne mutacje promuje, a inne eliminuje. Odgrodziliśmy się od natury ochronnym kloszem, głównie za sprawą medycyny. Tak uważa m.in. prof. Steve Jones, słynny brytyjski genetyk i popularyzator nauki.

Rzeczywiście, dyskusja ta koncentruje się wokół działania doboru naturalnego – czy ten mechanizm nadal funkcjonuje. Odpowiedź brzmi: to zależy od tego, jaki przedział czasu chcemy wziąć pod uwagę. Jeśli ostatnie kilkanaście tysięcy lat, to można podać przykład mutacji, która pojawiła się tylko w populacji azjatyckiej – u jej przedstawicieli radykalnie zmniejszyła się liczba specyficznych gruczołów potowych, tzw. apokrynowych, uaktywniających się pod wpływem emocji. Wydaje się, że to wynik działania właśnie selekcji naturalnej. Natomiast nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie, jak silny jest ten czynnik teraz.

To, o czym mówi Steve Jones – czyli rozwój medycyny i technologii – dotyczy bardzo krótkiego czasu, ostatnich kilku pokoleń. Nie mamy więc pojęcia, co się dokładnie dzieje, ponieważ nikt nie mierzył działania selekcji naturalnej w tak krótkim czasie.

Nie zgodzi się pan z tym, że ona jednak bardzo osłabła?

Trudno temu zaprzeczyć, przynaj-mniej jeśli chodzi o bogate zachodnie społeczeństwa. Jednak reszta świata nadal jest pod presją selekcji naturalnej.

Czy takim czynnikiem selekcyjnym mogą być choroby?

Zdecydowanie tak, i to nie tylko w słabo rozwiniętych krajach. Proszę sobie wyobrazić, że grypa szybko mutuje i pojawia się niezwykle zjadliwy wirus – na pewno istnieje grupa ludzi posiadających uodporniającą mutację genetyczną, którzy przeżyją.

Mamy przecież szczepionki.

Nie na wszystkich działające, a ponadto rząd może je źle dystrybuować. W wypadku wielkiej epidemii selekcja naturalna zadziała z pełną mocą.

W tym roku dwóch amerykańskich naukowców, Henry Harpending i Gregory Cochran, opublikowało książkę „10 000 year explosion. How civilization accelerated human evolution” (10 tys. lat przyspieszenia. Jak cywilizacja wpłynęła na ewolucję człowieka). Dowodzą w niej czegoś przeciwnego niż Steve Jones. Przemiana łowców-zbieraczy w rolników miałaby pociągnąć za sobą zmiany genetyczne – np. przystosowanie do trawienia mleka.

Znam tę książkę, ale uważam, że jest bardziej zbiorem naukowych anegdot niż dobrze udokumentowaną teorią. Niewątpliwie nasz genom podlegał ewolucji, niektóre jego fragmenty nawet intensywnej, ale w tej książce brak mi dowodów, że było to związane z rolnictwem.

Autorzy książki na poparcie swojej tezy przywołują też historię europejskich Żydów. Ich zdaniem warunki, w których żyli w średniowiecznej Europie, faworyzowały ludzi o wyższej inteligencji. Rezultat jest taki, że przez tysiąc lat IQ Żydów wzrosło średnio do 112–115 punktów, czyli o kilkanaście więcej niż u pozostałych Europejczyków. To tłumaczyłoby nadreprezentację Żydów wśród elit finansowych i naukowych. Czy nacisk selekcyjny rzeczywiście mógł to sprawić?

Nie wierzę w to. Ta hipoteza jest słabo udokumentowana i bardzo kontrowersyjna.

Mówiliśmy o niezauważalnych gołym okiem zmianach ludzkiego genomu, takich jak np. zdolność trawienia mleka. A co z bardziej spektakularnymi modyfikacjami? Rozpowszechniony w masowej wyobraźni portret człowieka przyszłości to osobnik z wielką głową i rachitycznym ciałem. Narodzi się kiedyś Homo sapientissimus?

To jakieś kompletne bzdury. Ludzie robią pieniądze, pisząc tego typu historyjki science fiction, niemające żadnej wartości naukowej.

Nie da się przewidzieć, w jakim kierunku ewoluujemy?

Biologia ewolucyjna nie jest dyscypliną zajmującą się przewidywaniem. Tworzymy hipotezy dotyczące tego, co działo się w przeszłości, ale wobec przyszłości jesteśmy bezradni. Z prostego powodu – istnieje zbyt wiele czynników wpływających na bieg ewolucji. Wyobraźmy sobie wielki kryzys: wali się cała światowa gospodarka, globalne ocieplenie przynosi tragiczne skutki, w Afryce szaleją choroby, a ludzie zaczynają walczyć o zasoby wody pitnej. Trzy czwarte przedstawicieli naszego gatunku umiera. To naprawdę może się wydarzyć. Kto przejdzie przez ten filtr wojen, chorób, głodu? Które cechy pozwolą jednym przetrwać to piekło, a innym nie? Lepszy układ odpornościowy, lepsza zdolność odkładania energii w postaci tkanki tłuszczowej, a może jeszcze coś innego? To zupełnie szalona spekulacja, nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć.

Mówimy dużo o selekcji naturalnej, ale już Karol Darwin dostrzegał dodatkowy ważny mechanizm ewolucji – dobór płciowy, polegający na tym, że preferencje jednej płci decydują o cechach drugiej. Sztandarowym przykładem jest pawi ogon. Może dziś dobór płciowy nadal silnie działa u ludzi, wpływając na cechy mężczyzn i kobiet?

Mechanizm ten jest rzeczywiście ważny w procesie ewolucji. Jednak często trudno rozstrzygnąć, czy dana cecha organizmu jest adaptacją powstałą ze względu na preferencje np. samic, czy przystosowaniem do warunków środowiska. Podam przykład: skąd się wzięła ludzka broda (chodzi o część twarzy, a nie zarost – przyp. red.)? Żaden inny gatunek człowieka, nawet neandertalczyk, jej nie ma. Wszystkie hipotezy głoszące, że dzięki brodzie łatwiej jest artykułować dźwięki lub żuć pokarm, obalono. Jedyne, co pozostało jako możliwe wyjaśnienie, to dobór płciowy – kobiety wybierały samców z brodami. Brzmi rozsądnie, ale jak to udowodnić? Ustalono też, że ludzie mają wrodzoną tendencję do wybierania partnerów o symetrycznych twarzach. Problem w tym, że nikt nie znalazł genetycznych podstaw symetryczności. A pamiętajmy, że doborowi naturalnemu czy płciowemu podlegają tylko te cechy, które możemy dziedziczyć.

A co sądzi pan o tezie, że nasz gatunek ulega genetycznemu zepsuciu?

Wyłączenie czy ograniczenie selekcji naturalnej powinno oznaczać zwiększenie liczby mutacji, które nie są eliminowane. A więc również tych niekorzystnych. Czy prowadzi to do powstania gorzej przystosowanych ludzi? Adaptacja jest pytaniem o środowisko: czy potrafisz przetrwać i rozmnażać się w twoim specyficznym otoczeniu? Wygląda na to, że wszystko jest OK – żyjemy dłużej, mamy więcej dzieci. Z darwinowskiego punktu widzenia radziliśmy sobie dotąd nie gorzej niż nasi przodkowie.

To stoi trochę w sprzeczności z tym, co usłyszałem na jednym z pańskich wykładów, że nasz gatunek ma się coraz gorzej. Użył pan nawet pojęcia dysewolucji.

Mówiąc, że radziliśmy sobie nieźle jako gatunek, specjalnie użyłem czasu przeszłego. Dlaczego? Bo bardzo szybko zmienia się środowisko, w którym żyjemy. Nie jesteśmy istotami, które wyewoluowały do życia w stechnologizowanym, postindustrialnym świecie. Zostaliśmy np. wyposażeni w naturalną skłonność do gromadzenia energii, która w świecie obfitującym w wysokokaloryczne jedzenie obraca się przeciw nam. Również lenistwo można postrzegać w tych kategoriach – chęć oszczędzania energii, gdy nie ma potrzeby jej wydawania, kiedyś była cnotą. Tyle że w czasach, gdy nasze organizmy mają energii pod dostatkiem, stała się przeszkodą.

W pokoleniu moich rodziców nie było tak wielu ludzi z nadwagą. Nawet ja nie pamiętam obrazków, które widuję na lotniskach w wielu rejonach USA – coraz więcej potwornie grubych ludzi, wręcz kalek. Dziś już dwie trzecie Amerykanów ma nadwagę i nie jest to problem wyłącznie mojego kraju – zdaje się, że narastanie otyłości dotyka również Europę, Amerykę Południową i Azję. Mamy zatem do czynienia ze zjawiskiem globalnym.

Nieprzystosowanie naszych ciał do warunków, w których obecnie żyjemy, sprawia, iż stajemy się chorym gatunkiem, a ja nazywam to dysewolucją. Na dodatek walczymy z tą chorobą, czy raczej chorobami, w beznadziejny sposób. Gigantyczne pieniądze przeznaczamy na leczenie skutków, a nie przyczyn. Bo otyłość, płaskostopie, cukrzyca typu 2, osteoporoza, niektóre nowotwory to są skutki. Jeszcze kilka pokoleń temu choroby te były nieznane lub bardzo rzadkie. Tymczasem szukamy np. genów otyłości i staramy się wyprodukować pigułki, które będą je leczyć. Nie zmieniły się nasze geny, zmieniło się środowisko.

Dlaczego koncentrujemy się wyłącznie na skutkach?

Bo ludziom się wydaje, że ewolucjonizm nie jest istotny z punktu widzenia walki z problemami współczesnego świata. Tymczasem mają one stricte ewolucyjne pochodzenie. Zresztą nic w biologii nie ma sensu, jeśli pominie się ewolucyjny kontekst. Jednak biolog ewolucyjny nie dostanie z Narodowych Instytutów Zdrowia pieniędzy na badania np. nad płaskostopiem. To ma swoje skutki – na bardzo wielu amerykańskich uczelniach można uzyskać stopień magistra biologii, nie uczęszczając na zajęcia z fizjologii. Studenci nie wychodzą poza poziom działania genów i komórek, bo chcą się zajmować dziedzinami, na które przeznacza się duże pieniądze.

Czy geny są związane z chorobami? Oczywiście, że tak. Ale im bardziej koncentrujemy się na genach, tym bardziej ignorujemy to, co jest znacznie ważniejsze: nasze genetyczne dziedzictwo jako gatunku, jak te geny działają w środowisku, w którym żyjemy? Odpowiedzi na te pytania można uzyskać tylko dzięki ewolucyjnej anatomii i fizjologii. Ja dzięki nim wiem, jak leczyć płaskostopie.

Jak?

Nie należy chodzić w żadnych specjalnych korygujących butach, tylko po prostu boso. To jest lek na płaskostopie, a ja jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego i jak on działa. Po pierwsze, dysponujemy danymi jednoznacznie wskazującymi, że ludzie mają wtedy zdrowsze stopy, odmiennie pracują ich mięśnie. Natomiast buty, które nosimy, powodują, że stopa staje się słabsza. Zakładanie twardego obuwia wydaje się nam czymś normalnym, tymczasem jest nowym wynalazkiem. Bardzo wygodnym, ale niezdrowym. Dlatego sam staram się przyzwyczaić do częstego chodzenia na bosaka i biegania w ten sposób.

Nawet zimą?

Można nosić buty typu vibram, pięciopalczaste. To takie rękawiczki dla stopy. Jako pierwsi używali ich surferzy, dziś stają się coraz popularniejsze wśród biegaczy.

Czyli pana receptą na współczesne bolączki ludzkości jest zmiana stylu życia?

Nie mamy innego wyjścia. Dlatego powinniśmy mocno promować aktywność fizyczną. Wie pan, jakie są dwie najbardziej popularne dyscypliny sportu w USA? Football amerykański i baseball. Wielu z zawodników grających w profesjonalnych ligach ma nadwagę, bo to nie są dyscypliny takie jak piłka nożna, która wymaga żelaznej kondycji i dużo biegania. Trudno będzie coś z tym zrobić, bo baseball i football stały się częścią amerykańskiej kultury. Macie szczęście w Europie, że tak kochacie piłkę nożną.

Podkreśla pan wagę biegania. Dlaczego?

Bo to ono zmieniło bieg ewolucji człowieka.

Pański kolega Richard Wrangham twierdzi, że to raczej ogień uczynił z małpy człowieka.

Zgadzam się z nim co do tego, że gotowanie miało ogromne znaczenie. Jednak to bieganie było pierwszą przyczyną tych rewolucyjnych zmian. Teoria Richarda nie wyjaśnia np., dlaczego u naszych przodków przed 2 mln lat pojawiły się długie nogi. A tak w ogóle, co stanowi większy problem – złapanie zwierzyny czy jej upieczenie? Czy wie pan, kiedy zostały wynalezione łuki i strzały? 200–300 tys. lat temu. Więc przez prawie 2 mln lat ludzie musieli polować bez nich, mając do dyspozycji jedynie zaostrzone kije. Jeśli dałbym panu taką dzidę i powiedział, żeby upolował pan na afrykańskiej równinie antylopę kudu, to nie ma pan szans tego zrobić. Jest tylko jeden sposób – gonić zwierzynę przez wiele kilometrów, aż dostanie udaru cieplnego. I wcale nie jest to takie trudne. Nawet dziś robią tak plemiona łowiecko-zbierackie w Afryce. Dlatego bieganie najlepiej wyjaśnia cechy anatomiczne naszego ciała. Gotowanie zaczęło odgrywać bardzo ważną rolę, ale później.

Jaki to ma związek z dziś żyjącymi ludźmi?

Jesteśmy urodzeni do biegania i żeby utrzymać nasze ciała w dobrej kondycji, powinniśmy to robić.

Skoro nasze ciała są tak niedostosowane do środowiska, które sami stworzyliśmy, może kiedyś powinniśmy porzucić nasze biologiczne powłoki? Pomysł przeniesienia informacji z ludzkiego mózgu na inny nośnik, np. jakiś krzemowy chip nowej generacji, coraz mniej brzmi jak science fiction.

Tyle tylko, że ma wiele wspólnego z postrzeganiem naszego ciała i umysłu jako oddzielnych bytów. Tymczasem one są całkowicie zintegrowane, więc oddzielenie umysłu to mrzonka. Poza tym ja naprawdę lubię moje ciało i to, co mogę z nim zrobić. Po co mi inne? Albo przenosiny w wirtualną rzeczywistość? Wyobraża pan sobie wirtualne picie wina? Absurd. Nasze ciała są wspaniałym produktem ewolucji, wręcz pięknym.

To może zamiast przenosić nasze umysły, jako pierwszy gatunek stworzymy swoich następców wolnych od ludzkich bolączek i ograniczeń, np. inteligentne roboty.

Nie bardzo wierzę w sztuczną inteligencję. Nasz mózg i głowa rosną z kulki wielkości fasoli do tworu o rozmiarach piłki nożnej. Za jego pomocą można dokonać nieprawdopodobnych rzeczy. Nie istnieje robot ani komputer, który potrafiłby zrobić choćby milionową część tego, co umie ludzki mózg. Selekcja naturalna jest o wiele lepszym projektantem niż jakikolwiek inżynier, a mózg to najwspanialsze dzieło ewolucji. I przy nim pozostańmy.

Prof. Daniel E. Lieberman – amerykański antropolog, wykładowca na Uniwersytecie Harvarda. W 2004 r. opublikował w prestiżowym tygodniku naukowym „Nature” słynny artykuł dowodzący, że pod względem budowy anatomicznej jesteśmy urodzonymi biegaczami długodystansowymi.

Wykonanie Javatech | Prawa autorskie © S.P. Polityka polityka

12 grudnia 2009

Kopytko skrzata

Tak to 1. grudnia trafiłem do szpitala. Terencjusz dał o sobie znać, a konkretniej, to nerka. Zaczęło się od karetki i izby przyjęć...


...potem na klasyczne łóżko obok dwóch starszych "sercowców".


To prawda, że noce tam są nienajałatwiejsze, lecz dla mnie przeklęty wenflon i kłucie w żyły - to był stres. A słyszałem, że chłopaki nie płaczą.

Poza płatną tv jest w szpitalu siła doświadczeń starych lub "tylko" cierpiących ludzi. Każde łóżko to osobna historia, a każda sala jakby inny świat.


Czasem przychodziła mi na myśl książka Sołżenicyna Oddział chorych na raka, ale gdzie tam na Wewnętrznym II do raka...



Tytuł pochodzi z ust lekarza, który tak się wyraził o moim owocu z głębi przewodów...:)


Nigdy więcej do szpitala. Chyba, że po kolejne dziecko z żoną...

10 grudnia 2009

O pamięci

Poniżej niezły tekst z GW. Prof. Endel Tulving jest chyba kanadyjskim psychologiem, a w związku z nim znalazłem jeszcze: z Polityki Marcina Rotkiewicza i Anety Brzezickiej (7 września 2005) "Pamięć – skomplikowana funkcja mózgu. Czy to jeszcze pamiętasz?" oraz w Onet.pl Portal wiedzy - Czasopisma "Czym jest czas dla zwierząt?".

Pamiętam, więc jestem (czasem nieszczęśliwy)

rozmawiał Sławomir Zagórski 2009-12-09, ostatnia aktualizacja 2009-12-09 15:33:28.0

Czy K.C. cierpi z powodu braku pamięci? - Nie. To pogodny i szczęśliwy człowiek. Chociaż wie, że coś z nim nie tak - o swoich badaniach opowiada "Gazecie"

Od ponad pół wieku zajmuje się pan pamięcią. Dlaczego właśnie nią?

PROF. ENDEL TULVING: Bo to niezwykle fascynujący temat. Choć muszę przyznać, że z początku marzyłem o badaniach nad wzrokiem. Temu poświęcony był mój doktorat na Har - vardzie. Niestety, po powrocie na mój macierzysty Uniwersytet Toronto w Kanadzie, okazało się, że uczelnia nie ma odpowiedniego sprzętu. Co było robić? Badania nad pamięcią nie wymagały wtedy żadnych przyrządów. Wystarczyła otwarta głowa, ołówek i kartka papieru.

Nie myślał pan o zostaniu w Stanach? Kanada nie była przecież pana ojczyzną?

- Nie, ale tu po wojnie znalazłem azyl, przyjazne środowisko, życzliwych ludzi. Urodziłem się w Estonii. Opuściłem ją w1944 r., kiedy miałem 17 lat. Przez Niemcy dotarłem do Toronto i tam do dziś jest mój dom. Wróćmy do pańskich badań. Jak one wyglądały przed pół wiekiem? -Po pierwsze, nikt wtedy nie mówił, że zajmujemy się pamięcią. Twierdzono, że badamy tzw. uczenie się werbalne, czyli fenomen zapamiętywania pojedynczych słów, ich par lub całych ciągów. Początki były bardzo proste, ale pojęcia, do jakich stopniowo dochodziliśmy, całkiem ciekawe i niespodziewane.

To panu zawdzięczamy m.in. pogląd, iż ludzka pamięć składa się z kilku odrębnych systemów. Wcześniej wyobrażano sobie, że mamy jedną pamięć, i tyle.

- Badaczy, którzy opisywali różne składowe pamięci, było znacznie więcej. Ale to ja dołożyłem ważny element do tej układanki, a mianowicie odkryłem coś, co nosi miano pamięci epizodycznej. Dziś wielu psychologów i neurobiologów uznaje, że człowiek ma pięć rodzajów pamięci: krótkoterminową, inaczej roboczą lub operacyjną, plus cztery rodzaje pamięci długoterminowej - semantyczną, percepcyjną, proceduralną i - wspomnianą - epizodyczną.

Pamięć krótkoterminowa pozwala przechowywać informacje dosłownie przez kilkadziesiąt sekund. Np. ktoś mówi mi numer telefonu ija go pamiętam, ale tylko przez chwilę.

Dzięki pamięci semantycznej wiem np., że stolicą Rosji jest Moskwa i że urodziłem się 82 lata temu. Pamięć percepcyjna pozwala mi z kolei błyskawicznie rozpoznać, jak pachnie chleb, a jak miód. Dzięki pamięci proceduralnej pamiętam, jak wiąże się sznurowadła butów, dlatego wykonuję tę czynność automatycznie. Wreszcie pamięć epizodyczna. Dzięki niej przechowujemy w mózgu informacje o najrozmaitszych przeżyciach. To coś bardzo ważnego i osobistego.

Czy takie dzielenie pamięci na części nie komplikuje niepotrzebnie sprawy? Na zdrowy rozum pamięć o tym, ile mam lat i co mi się przytrafiło w siódme urodziny, powinna na siebie zachodzić, zazębiać się.

- Rzeczywiście, tak się wydawało przez lata. Do czasu, kiedy poznaliśmy pacjenta, który miał zupełnie przyzwoitą pamięć semantyczną, za to został całkowicie pozbawiony pamięci epizodycznej.

W literaturze naukowej przedstawiamy go jako K.C.

W1981 r. K.C. jako młody człowiek miał poważny wypadek drogowy. Na skutek urazu mózgu stracił pamięć, jednak nie całą, lecz tylko istotną jej część. Pamiętał więc nadal, że Moskwa jest stolicą Rosji (wtedy ZSRR), natomiast zatarły mu się wszystkie fakty z dzieciństwa. Nie był sobie także wstanie przypomnieć tego, co zdarzyło mu się wczoraj czy przedwczoraj. Pamięć semantyczna (wiem) pozostała nienaruszona, zaś epizodyczna (pamiętam) znikła.

Spędziłem długie godziny, badając K.C. Po wypadku nie zmienił się jego iloraz inteligencji, sensownie reagował, miał poczucie humoru, ale gdy pytałem go np.: "Pamiętasz swoją pierwszą dziewczynę?", nie był w stanie niczego sobie przypomnieć.

Tacy ludzie jak K.C. pomogli nam zrozumieć, jak działa pamięć. Innym tego typu pacjentem, dzięki któremu w1957 r. Brenda Milner z Montrealu wykryła istnienie pamięci proceduralnej, był H.M.

H.M. jako dziecko cierpiał na epilepsję. Ataki zaostrzyły się, kiedy w wieku dziewięciu lat wpadł pod rower. Chłopiec cierpiał tak bardzo, że zdecydowano się na operację mózgu - usunięto mu niemal w całości hipokamp i ciało migdałowate [hipokamp to niewielka struktura w mózgu odpowiedzialna m.in. za pamięć - ustalono to właśnie dzięki H.M., zaś ciało migdałowate to ośrodek w mózgu odpowiedzialny m.in. za odczuwanie emocji, zachowania obronne, agresję i niektóre rodzaje pamięci]. Ataki prawie ustąpiły, ale po zabiegu H.M. całkowicie stracił pamięć. Codziennie witał się z Brendą Milner, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Seria wnikliwych badań wykazała, że jego mózg był jednak w stanie nauczyć się pewnych automatycznych zachowań. A do tego potrzebna jest pamięć - nazwana przez Brendę - proceduralną.

H.M. zmarł rok temu. Przekazał w testamencie swój mózg nauce. Na dniach naukowcy z San Diego zabiorą się do jego szczegółowego badania [mózg H.M. postanowiono pociąć na 2,5 tys. plasterków, procedurę rozpoczęto 2 grudnia. Więcej na http://thebrainobservatory. ucsd.edu/].

Sporo badań nad pamięcią przeprowadza się na zwierzętach. Czy ich pamięć różni się zasadniczo od naszej?

-Zwierzęta przede wszystkim nie mają pamięci epizodycznej. Wydaje się, że to cecha typowo ludzka, nabyta przez nasz gatunek ledwie ok. 40 tys. lat temu.

Po co nam ona?

- By bardziej świadomie żyć. By móc podróżować w czasie, i to zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość.

K.C. po wypadku nie był wstanie nie tylko przypomnieć sobie tego, co zdarzyło się wczoraj. Nie potrafił także niczego planować, przewidywać konsekwencji swoich działań. Stracił świadomość tego, że jest śmiertelny, że będzie się starzeć.

Zwierzęta też nie mają świadomości śmierci. Pamiętają, że jeden człowiek był dla nich dobry, a inny zły, mają świadomość, że są coraz słabsze, chorują, ale żaden pies ani kot w sile wieku nie wyobraża sobie, że pewnego dnia umrze.

Swoista podróż wczasie, wjaką jest się w stanie wybrać ludzki mózg, daje nam jako gatunkowi ogromną wartość przystosowawczą. Ponieważ przewidujemy przyszłość, możemy ją zmieniać. Przekształcamy świat, a nie wyłącznie dostosowujemy się do tego, co zastaliśmy. Budujemy Akropol, Manhattan i Golden Gate w San Francisco.

Pamięć epizodyczna to siła napędowa naszego gatunku.

Ale być może także coś, co nas stale przygniata, rozkłada, wpędza w depresję? Trudno znieść ciągłą świadomość śmierci, brak happy endu.

- No i dlatego ludzie wymyślili filozofię, kulturę, sztukę, a przede wszystkim religię. Dla wielu z nas religia była i jest najważniejszym pocieszeniem i nadaje sens temu, że umieramy.

K.C. cierpi z powodu braku pamięci epizodycznej?

- Nie. K.C. to pogodny, szczęśliwy człowiek. Chociaż zdaje sobie sprawę, że coś z nim nie tak, że nie może żyć samodzielnie, bo niczego nie pamięta.

A ludzie dotknięci otępieniem, np. chorzy na alzheimera, także pana zdaniem nie cierpią?

-Wydaje mi się, że nie, ponieważ po to, by cierpieć, trzeba "przepuścić nasze odczucia przez rozum". A skoro ów rozum ulega rozpadowi, brakuje w mózgu struktur, które rządziłyby naszym cierpieniem.

Czego nadal nie wiemy o pamięci?

- Sądzę, że nasza wiedza na ten temat jest wciąż w powijakach. Coraz lepiej wnikamy w strukturę mózgu, potrafimy oglądać mózg "przy pracy". Ale jak to bywa w nauce, im więcej wiemy, tym więcej pojawia się znaków zapytania.

Szkoda, że nie będę już wstanie brać czynnego udziału w kolejnych badaniach. Ale nie narzekam. Życie nie poskąpiło mi ani naukowych, ani innych miłych doznań. Moja pamięć epizodyczna przechowuje mnóstwo wspaniałych wspomnień

rozmawiał Sławomir Zagórski


Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - www.wyborcza.pl © Agora SA